Analizujemy pakt imigracyjny pod kątem wad legislacyjnych i trudności dla państw Unii Europejskiej, ale spróbujmy spojrzeć na ten problem także z szerszej, globalnej perspektywy. Europa legalizując masowy napływ młodych, przedsiębiorczych i odważnych imigrantów z Afryki, skazuje ten kontynent na rozwojową stagnację i uzależnienie się od agresywnych mocarstw, jak Rosja czy Chiny.
Jestem delegatem na zgromadzenie parlamentarne Unia Europejska – Afryka. Jedno ze wspólnych posiedzeń odbyło się w Rwandzie. To kraj symboliczny. Prawie milion ludzi padło tam ofiarą wojny domowej. Świat stał z boku. Nie zapobiegł ani nie powstrzymał masakry. Zrobił też niewiele, aby podnieść państwo z powojennego chaosu. Rwanda uporała się jednak z demonami przeszłości. Dziś zachwyca nie tylko krajobrazami i zielenią skąpaną w słońcu. Rwanda dobrze poukładała sobie stosunki społeczne i relacje między władzą, a obywatelami. Rozkręca się także gospodarka. Po trudnej historii nadszedł czas ciężkiej pracy i współdziałania, bo – jak mówią sami Rwandyjczycy – innej drogi nie ma. W oficjalnej agendzie zgromadzenia nie było polityki imigracyjnej Unii Europejskiej, ale temat ten zdominował kuluarowe, nieoficjalnie spotkania.
– Afryka nie potrzebuje litości z waszej strony, ale partnerstwa – powiedział mi jeden z afrykańskich przywódców. Od spotkania w Rwandzie minęły trzy lata, ale te słowa są aktualne jak nigdy wcześniej.
Pakt imigracyjny, który wzbudza tyle kontrowersji, nie opiera się na prawdzie, lecz na micie zbudowanym przez lewicę, dominującą w unijnych instytucjach. Jest to ogromny problem dla Unii Europejskiej. Jeśli nie wyrwiemy się z tej ideologicznej bańki i nie zaczniemy mówić językiem racjonalnych argumentów, nigdy prawidłowo nie zdiagnozujemy zjawiska imigracji i nie znajdziemy na nie dobrej odpowiedzi. Przede wszystkim należy odejść od błędnej narracji, że rzesze przybyszów stukających do bram Europy są uchodźcami wojennymi.
Zdecydowana większość z nich to ofiary iluzji Angeli Merkel, która rozbudziła w milionach mieszkańców Afryki i Azji fałszywe nadzieje, że znajdą na naszym kontynencie lżejsze i bardziej dostanie życie.
Unijne elity zdają sobie z tego sprawę, ale zamiast zrobić krok w tył, planują skok w przód. Środowiska liberalno-lewicowe domagają się wprowadzenia kategorii „uchodźcy klimatycznego”. Oznacza to, że już nie tylko bieda, wojna, przekonania, ale także pogoda stałaby się pretekstem do uzyskania prawa pobytu w Unii Europejskiej. Do tak rozszerzonej kategorii imigracyjnej kwalifikowaliby się praktycznie wszyscy mieszkańcy Afryki, która boryka się z coraz większym problemem braku wody i pustynnienia żyznych obszarów.
Czy masowe przyjmowanie przybyszów z państw afrykańskich będzie pomocą dla tego kontynentu?
Wręcz odwrotnie. Na ryzykowną, kosztowną i męczącą wyprawę do Europy nie decydują się najsłabsi i bezbronni. Unijna polityka migracyjna w obecnym kształcie drenuje Afrykę z ludzi młodych, przedsiębiorczych i odważnych. Mogliby w swoich krajach budować klasę średnią i stać się motorem pozytywnych zmian społecznych oraz gospodarczych. Zamiast tego pukają do europejskich drzwi, które stoją dla nich otworem, ale za progiem nie ma raju. Większość imigrantów nie potrafi albo nie chce się zasymilować. Nie mając innych perspektyw zajmują się nielegalną działalnością lub żyją na zasiłkach. Praktycznie wszystkie kraje Afryki mają za sobą trudną historię. Bagaż negatywnych doświadczeń powoduje, że ten kontynent nie chce już marnować kolejnych szans. Rzadkie surowce, żyzne ziemie, ogromne zasoby siły roboczej to tylko część jego atutów.
Znaczenie Afryki wzrosło po pandemii, a jeszcze większej wagi nabrało na skutek barbarzyńskiej wojny rozpętanej przez Rosję.
Zmieniają się wektory globalnej gospodarki i przesuwają polityczne punkty ciężkości. Światowe potęgi chcą mieć swój udział w budzeniu afrykańskiego lwa. Każda robi to na swój sposób. Chiny dostarczają pieniądze i przejmują na własność całe regiony Czarnego Lądu. Rosja oferuje najemników z Grupy Wagnera, specjalizujących się w obalaniu rządów i wzmacnianiu „swoich” dyktatorów. Jest to prosta droga do rekolonizacji Afryki, na którą współczesny, cywilizowany świat nie może pozwolić.
Unia Europejska stoi przed ogromną szansą, aby zaproponować inny model rozwoju.
Stać nas na to, aby uruchomić i dofinansować wspólne projekty inwestycyjne, tak aby ich efekt był odczuwalny we wzroście poziomu życia w państwach Afryki. Możemy inicjować przedsięwzięcia cementujące nie tylko relacje gospodarcze, lecz pozwalające także na wykorzystanie unijnych rozwiązań w zakresie poszanowania praw człowieka, poprawiających jakość mechanizmów demokratycznych, wzmacniających wolne media. Spada globalne znaczenie Unii Europejskiej. Aby wzmocnić naszą pozycję musimy znaleźć nowych, polityczno-gospodarczych sojuszników. Może nim się stać Afryka, ale pod warunkiem, że zaczniemy ten kontynent traktować jak równorzędnego partnera, a nie ubogiego sąsiada. Pakt imigracyjny proponujący system kwot, przydziałów i przesiedleń ludzi, jest nie tylko niehumanitarny, ale niweczący perspektywy dobrej współpracy między Europą i Afryką.
Nie wszyscy jednak stracą na wymuszonej solidarności azylowej.
Na pewno zacierają ręce przestępcy zajmujący się handlem ludźmi i organizujący nielegalne kanały przerzutowe do Europy. Polecam książkę Kena Folleta „Nigdy”, gdzie został opisany ten krwawy i barbarzyński proceder. Na pakcie imigracyjnym zyska też państwo, którego przywódca w 2015 roku swoimi nieodpowiedzialnymi decyzjami ściągnął na Europę ten problem.
– Jeśli to rozwiązanie faktycznie wejdzie w życie, presja migracyjna na Niemcy powinna w przyszłości się zmniejszyć, Berlin jest zwycięzcą tego kompromisu – wprost komentuje dziennik „Welt”.
Autor chyba się jednak myli. Nakazy, kwoty i kontyngenty nie powstrzymają imigrantów przed wędrówką do ziemi obiecanej przez Angelę Merkel. Oznacza to, że zwiększy się napór na granice zewnętrzne i wzrośnie niekontrolowany, wewnętrzny ruch migracyjny, bo przesiedlani ludzie i tak będą wracać do Niemiec. Po raz kolejny cała Unia Europejska będzie musiała płacić za nieodpowiedzialną politykę Berlina.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego