Polityka Unii Europejskiej daleko odeszła od założycielskich fundamentów, czyli jedności rozumianej jako wspólnota narodów. Receptą na te kryzys tożsamości jest powrót do źródeł, do myśli Roberta Schumana.
W czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego deklarowałam, że jeśli zdobędę mandat zaangażuję się w krzewienie myśli Roberta Schumana. Słowa dotrzymałam. W Strasburgu odbyła się konferencja „Myśl chrześcijańsko-społeczna w kształtowaniu przyszłości Europy” zorganizowana przez Instytut Myśli Schumana. Miałam zaszczyt zabrać głos podczas tej debaty. W katedrze w Strasburgu odbyła się także modlitwa przy figurze Maryi. To historyczne miejsce. W tej katedrze, 8 grudnia 1955 r., przed głosowaniem w komitecie do spraw flagi Rady Europy pojawili się Robert Schuman i Konrad Adenauer, aby pomodlić się przed figurą Niepokalanej w koronie z 12 gwiazd. Był to akt oddania Europy pod opiekę Maryi i wskazanie na źródło inspiracji dla twórców unijnej flagi.
Od tamtych wydarzeń minęły 64 lata. Czy potrafimy sobie wyobrazić taki akt religijnego oddania w dzisiejszej Unii Europejskiej, pogrążającej się w lewicowo-liberalnej utopii. Unijna demokracja przeżywa kryzys. Ma on znacznie szerszy i głębszy wymiar, bo dotyczy także wartości, na których osadzona jest europejska wspólnota. Z tego kryzysu jest wyjście, a drogowskazy wytyczyli ojcowie-założyciele Unii Europejskiej. Wystarczy wrócić do myśli Roberta Schumana: „Moja idea nie polega na tym, aby połączyć kraje w celu stworzenia superpaństwa. Nasze kraje europejskie są historyczną rzeczywistością. Ich różnorodność jest dobrą rzeczą i nie ma sensu, aby je usuwać lub dokonywać zrównywania lub unifikacji”.
Niestety, obecna polityka Unii Europejskiej coraz bardziej odchodzi od jedności europejskiej rozumianej jako „Wspólnota Narodów Europy”. Przez ostatnie lata administracyjne struktury Unii Europejskiej przypisują sobie coraz więcej kompetencji i uprawnień kontrolnych. Ten centralistyczny trend nabiera rozpędu. W konsekwencji może on doprowadzić nie do scementowania, lecz rozpadu wspólnoty.
Fragmenty mojego wystąpienia podczas konferencji „Myśl chrześcijańsko-społeczna w kształtowaniu przyszłości Europy”:
– To dla mnie wielka radość i zaszczyt, że mogę przemawiać dzisiaj na tej konferencji. Chciałabym z całego serca podziękować prof. Krysiakowi i Instytutowi Myśli Schumana za zorganizowanie tego wydarzenia tutaj, we Strasburgu, miejscu o wielkim historycznym znaczeniu. Mam również przyjemność promować idee Roberta Schumana w Parlamencie Europejskim za pośrednictwem tzw. Intergrupy, czyli grupy pracy angażującej posłów z różnych grup politycznych. Dotychczas uzyskaliśmy poparcie naszej grupy politycznej EKR i jesteśmy w trakcie negocjowania również z innymi grupami politycznymi tak, abyśmy w tej izbie mogli promować chrześcijańskie wartości.
Żyjemy w ciekawych czasach i w interesującym wieku. Uczeni nazywają to postchrześcijaństwem. Ludzie w Europie przestali wierzyć w Boga, przestali wyznawać swoją wiarę i regularnie odwiedzać kościoły. Rozwój ten od dziesięcioleci postrzegany jest w Europie Zachodniej jako nieodwracalny, ale oznaki znacznego spadku wiary widoczne są również w Europie Wschodniej. Wygląda na to, że religia jest bezużyteczna, a „wielowiekowa tyrania chrześcijaństwa“ się skończyła. Wreszcie kierują nami racjonalne argumenty i podejście naukowe, każdy sukces można osiągnąć. Pozornie każdy wzrost poziomu życia zastąpił dążenie do wartości moralnych.
Ta obserwacja jest jednak powierzchowna. Właściwie nasza cywilizacja – zaawansowana, wykształcona, żyjąca od dziesięcioleci w pokoju i dobrobycie – jest wynikiem wartości judeochrześcijańskich. Tymczasowi konserwatywni myśliciele twierdzą, że nawet jeśli zachodnie społeczeństwo pozbyło się chrześcijaństwa, to jednak nadal żyje i działa zgodnie z nim. Innymi słowy, korzenie, którymi nasze społeczeństwo żyje i rozwija się, są chrześcijańskie, czy nam się to podoba, czy nie.
Drodzy przyjaciele Roberta Schumana, wartości, w które wierzymy, są wieczne, a europejskie korzenie mają długą tradycję. Ale korzenie nie muszą trwać wiecznie. Bierzemy wolność, pokój, bezpieczeństwo, wysoki standard życia za rzecz oczywistą. Ale kosztowały one naszych przodków niewyobrażalne cierpienie i ogromne poświęcenie. Stanie na ich barkach powinno być dla nas pokornym doświadczeniem. Powinno to również pomóc nam wychować następne pokolenie Europejczyków w tym samym duchu. Ale narracja w Europie dramatycznie się zmienia. Dziś chcę mówić o narodzie – kluczowym aspekcie tej narracji.
Nasi ojcowie założyciele, wśród nich Robert Schuman, wpadli na genialny pomysł. Dwa konkurujące ze sobą narody – Niemcy i Francja – powinny wymieniać w handlu dwa artykuły, – stal i węgiel, które utrzymują je w równowadze i kontroli nad sobą nawzajem. Po dwóch niszczycielskich wojnach światowych Europa była w ruinie. Opisy powojennej Europy są przerażające i beznadziejne. Miliony zabitych, miliony wysiedlonych, zrujnowanych gospodarek, wojna zniszczyła każdy rodzaj infrastruktury, pozostawiając cień holokaustu. A przede wszystkim horror, że ta katastrofa mogłaby się powtórzyć. Idea państw współpracujących szybko się rozprzestrzeniła. Coraz więcej państw dołączyło się do projektu europejskiego. Po wiekach tworzenia imperiów, to właśnie współpraca państw okazała się niezbędna.
Jednak pokusy imperialne nie zniknęły całkowicie. Idea europejskiego superpaństwa znów się rozwija. Odniesienie do „zawsze zamykającej się unii” jest interpretowane jako droga do unii politycznej z jednym europejskim rządem. Politycy lubiący model federalny postrzegają większą integrację jako remedium na każdy europejski problem. Można wyciągnąć wnioski z greckiego kryzysu oraz Brexitu, jednakże elity UE starają się haniebnie zbliżyć do Stanów Zjednoczonych Europy.
Jaka jest rola narodów w tym współczesnym dramacie? Czy naprawdę powinniśmy zapomnieć o wiekach rozwoju narodów, krwawych walkach o ich wolność i niepodległość? Nie sądzę. To właśnie różnorodność, bogactwo duchowe i kulturowe narodów od wieków tworzą kontynent europejski. Nie możemy ich po prostu wymazać w imię narzuconej jedności. Rosnące ruchy ludowe i populistyczne w Europie powinny być dla nas ostrzeżeniem. Unia Europejska staje się dla wielu ludzi w Europie symbolem arogancji politycznej. Oczywiście tendencja ta występuje również na szczeblu krajowym i my, jako politycy, powinniśmy pracować nad zdobyciem zaufania naszych wyborców.
Naprawdę wierzę, że naród jest częścią odpowiedzi na problemy, z jakimi boryka się Unia Europejska i budulcem alternatywnej przyszłości.
Po pierwsze, Robert Schuman nie sprzeciwił się koncepcji narodu. Uważał, że należy pielęgnować patriotyzm i że ludzie powinni być dumni ze swoich krajów. Zgodnie z jego ideami, tylko w ten sposób powstał prawdziwy europeizm.
Po drugie, w nadchodzącej erze ogromnych zmian społecznych spowodowanych przez technologie i równowagę sił światowych, tożsamość odgrywa decydującą rolę w życiu społecznym. Zawsze tak było. Nie możemy podważać potęgi rodziny, wspólnoty, języka, tradycji, religii i narodu. Ludzie muszą gdzieś przynależeć. „Globalna społeczność” może być użytecznym terminem w dziennikarstwie, ale mówi bardzo niewiele zwykłym ludziom w małych miastach i wsiach w całej Europie.
Po trzecie, paradoksalnie to postępowa liberalna lewica zostawia jednostki w tyle i walczy o przytłaczające projekty społeczne. Ośmielam się powiedzieć, że ich nacisk na prawa podstawowe nie jest autentyczny i że w ostatecznym rozrachunku ludzie jako jednostki nic dla nich nie znaczą. Chcą zerwać elementy składowe naszej cywilizacji. Idea narodu jest jedną z nich. Ale to dzięki narodowi nie giniemy w „globalnej“ wiosce, jak i nasze konstruktywne różnice nie znikną. To przez naród możemy się nawzajem wzbogacać, możemy uczyć pomagać sobie nawzajem, oraz bronić się nawzajem. Życie w narodzie oznacza ponoszenie odpowiedzialności.
W mojej wizji Europy narody powinny odgrywać kluczową rolę. Upodmiotowione narody będą prosperować i zaowocują prawdziwie udanym projektem europejskim.
Izabela Kloc,
poseł Parlamentu Europejskiego