Eksperci od ekozarządzania zalecają, aby Parlament Europejski zrezygnował z naprzemiennych posiedzeń w Brukseli i Strasburgu, ponieważ comiesięczne przeprowadzki szkodzą środowisku. Francja, która jest w awangardzie Zielonego Ładu, nawet nie chce o tym słyszeć.
Wśród unijnych instytucji Parlament Europejski jest najbardziej radykalny, jeśli chodzi o przykręcanie zielonej śruby. Przykręca ją wszystkim z wyjątkiem… siebie. Niedawno opublikowano raport na temat śladu węglowego, jaki zostawia sam Parlament Europejski. Okazuje się, że ciągłe wędrówki między Brukselą a Strasburgiem powodują nadmierną emisję gazów cieplarnianych.
Eksperci Systemu Ekozarządzania i Audytu (EMAS) zalecili, aby europarlament debatował w jednym miejscu.
Koronawirus udowodnił, że jest to możliwe. Z powodu ograniczeń pandemicznych i ogłoszenia Strasburga czerwoną strefą ostatnie, stacjonarne sesje Parlamentu Europejskiego odbywały się tylko w Brukseli. Większość deputowanych zaakceptowało takie rozwiązanie. Przed koronawirusem wielotysięczna armia europarlamentarzystów, asystentów, urzędników, lobbystów, służb pomocniczych i dziennikarzy każdego miesiąca samolotami i samochodami przemieszczała się między Belgią i Francją. Ten bizantyjski styl uprawiania polityki jest nie tylko niewygodny, ale przede wszystkim kosztowny.
Jak obliczono, te wędrówki kosztują europejskich podatników około 120 mln euro rocznie.
Teraz doszedł argument najcięższego kalibru, czyli działanie na szkodę klimatu. Teoretycznie nic nie powinno stać na przeszkodzie, aby uczynić z Brukseli jedyną siedzibę Parlamentu Europejskiego. Sprawa jest jednak delikatna, ponieważ chodzi o prestiż i pieniądze dla Francji, najsilniejszego obok Niemiec unijnego gracza.
– Mamy przerąbane jeśli Parlament Europejski spotyka się tylko w Brukseli – powiedział prezydent Emmanuel Macron pod koniec września, na spotkaniu ze studentami w Wilnie.
Sesje w Strasburgu budują prestiż Francji, ale chodzi nie tylko o to.
Pracownicy i goście Parlamentu Europejskiego zostawiają sporo pieniędzy w mieście i całym regionu. Emmanuel Macron potrafi wygłaszać płomienne mowy w obronie klimatu, ale umie też liczyć. Obniżanie rangi Strasburga zdecydowanie mu się nie opłaca, nawet jeśli rośnie z tego powodu stężenie dwutlenku węgla w atmosferze.
Trzeba uważnie przyglądać się tej sytuacji, bo jest ona idealnym papierkiem lakmusowym na szczerość intencji unijnych liderów.
Jeśli faktycznie zależy im na klimacie – zrezygnują z sesji w Strasburgu. Jeżeli jednak od klimatu ważniejszy jest koniunkturalizm i dobre samopoczucie wpływowych polityków – po ustaniu koronawirusa euro-tabor znów ruszy na utarty szlak.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.