Zapraszam do lektury wywiadu ze mną, który ukazał się w weekendowym wydaniu „Dziennika Zachodniego”.
– Co się dzieje w Polsce?
– Zamęt, chaos, bezprawie, „silni” ludzie przeprowadzili zamach na media publiczne, policja wdarła się do Pałacu Prezydenckiego, posłowie opozycji trafili do więzienia – jednym słowem ekipa Tuska przejmuje władzę w Polsce.
– Nie będzie stu dni spokoju, o jakich mówił Donald Tusk w kampanii wyborczej?
– Donald Tusk mówi prawdę tylko wtedy, kiedy się pomyli. Jeśli zapowiadał sto dni spokoju to znaczy, że szykował się do ostrej konfrontacji już od dnia zaprzysiężenia na premiera. I tak się stało. Tusk pobił rekord. Nie zdarzyło się w wolnej Polsce, aby nowy rząd w tak krótkim czasie sprowokował do wyjścia na ulice Warszawy setek tysięcy ludzi, oburzonych i rozwścieczonych bezczelnym deptaniem demokracji.
– Nowa władza nie musiała przecież wybierać drogi konfrontacji.
– Oczywiście, że nie musiała. Gdyby chcieli, to mieliby sto dni spokoju, bo tak bywało w Polsce podczas zmiany władzy. To umowny czas na zmiany kadrowe w instytucjach publicznych, korekty w planach rozwojowych państwa i przygotowanie opinii publicznej do innego stylu rządzenia. Nikt przecież nie kwestionował prawa nowego premiera do zmian w mediach publicznych, wymiarze sprawiedliwości i każdej dziedzinie życia, znajdującej się pod kontrolą państwa. Prezydent Andrzej Duda jasno deklarował, że uszanuje decyzję wyborców, ale oczekuje od Donalda Tuska propozycji jak przeprowadzić ten proces w sposób konstytucyjny i zgodny z oczekiwaniami Polaków, zmęczonych nerwową i emocjonalną kampanią wyborczą. Medialnym słowem numer jeden ostatnich tygodni jest kohabitacja, czyli współistnienie ośrodków władzy, pochodzących z przeciwnych obozów politycznych. Andrzej Duda chciał pokojowej kohabitacji, ale Donald Tusk postanowił nie kończyć politycznej wojny.
– Patrząc z perspektywy komfortu rządzenia, jest to strategia nielogiczna i autodestrukcyjna.
– Tak to z pozoru wygląda, ale proszę nie posądzać Tuska o działania nielogiczne albo autodestrukcyjne. On funkcjonuje jak zawodowy prestidigitator. Na razie skupia uwagę publiczności na fajerwerkach. Kilka dni temu światowe media obiegły migawki z Ekwadoru, gdzie kartele narkotykowe zaatakowały struktury państwa. Bandyci siłą zajęli, m.in. gmach telewizji. Czy czegoś to Panu nie przypomina? Czyżby narkoterroryści inspirowali się wydarzeniami w Polsce? W stylu republik bananowych odbyło się też aresztowanie posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Pomijając nielegalność tego działania, w krajach członkowskich Unii Europejskiej jeszcze się nie zdarzyło, aby policja wdarła się do siedziby prezydenta. Jest to precedens niebywały, ocierający się wręcz o kwestie bezpieczeństwa narodowego. Prezydent jest głową państwa i naczelnym dowódcą wojska. Jego siedziba należy do najpilniej strzeżonych obiektów, bo zawiera także wiele sekretów. Z tego, co czytamy w medialnych relacjach, policjanci kręcili się po pomieszczeniach, gdzie nie mieli prawa być ani nawet wiedzieć o ich istnieniu. Czy ktoś to kiedyś wyjaśni? Czy ktoś poniesie za to odpowiedzialność?
– Dlaczego – pani zdaniem – premier Tusk idzie na zwarcie z prezydentem Dudą?
– Moim zdaniem to pytanie należy postawić inaczej. Od czego Tusk chce odwrócić uwagę Polaków? Może od tego, że nie ma nic konkretnego do zaoferowania? Kto pamięta czasy pierwszych rządów koalicji PO-PSL ten wie, że nie jest to ekipa grzesząca pracowitością, odpowiedzialnością i skutecznością. A lata 2007 – 2015 w porównaniu z dzisiejszymi czasami to była sielanka. W najczarniejszych snach nikt nie myślał wtedy o wojnie, pandemii i kryzysie energetycznym. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że obecny rząd jest fatalnym rozwiązaniem na trudne czasy. I chyba dlatego ekipa Tuska dostarcza ludziom „igrzysk” w takim natężeniu, aby nikt nie miał czasu na zadawanie pytań, które wcześniej czy później i tak padną: czy „demokratyczna” koalicji utrzyma narzucone przez rząd PiS tempo wzmacniania obronności kraju? Co dalej z CPK? Czy Polska dotrzyma międzynarodowych umów związanych z energetyką atomową? Czy nie zmarnujemy strategicznego potencjału przekopu Mierzei Wiślanej? Czy nie przestraszymy się Niemców, którzy chcą blokować polskie plany zagospodarowania Odry? Co z rozbudową terminalu gazowego w Świnoujściu? Poprzednio Tusk obiecywał ciepłą wodą w kranach, ale teraz i to nie jest pewne. Transformacja energetyczna może okazać się zadaniem ponad siły „demokratycznej” koalicji, zwłaszcza po ostatnich, brukselskich występach Urszuli Zielińskiej, wiceminister Klimatu i Środowiska, która zapowiedziała, że Unia Europejska – w tym Polska – do 2040 roku powinna zredukować emisję dwutlenku węgla aż o 90 proc.
– Ministerstwo Klimatu i Środowiska odcięło się od tej wypowiedzi twierdząc, że to prywatna opinia wiceminister Zielińskiej.
– Proszę nie wierzyć w takie tłumaczenia. Spotkanie ministrów środowiska państw członkowskich Unii Europejskiej to nie jest imieninowa herbatka u cioci. W Brukseli podczas takich narad nie ma przypadkowych albo prywatnych wypowiedzi. Moim zdaniem Zielińska powiedziała to, co miała powiedzieć. Rząd Tuska wypuścił do opinii publicznej testowego „newsa” aby Polacy zaczęli się oswajać się z taką możliwością.
– A nie mogło być tak, że wiceminister Zielińska chciała dać unijnym partnerom wyraźny sygnał, że nowy rząd odcina się od swoich poprzedników. Rząd Prawa i Sprawiedliwość sprzeciwiał się radykalizacji polityki klimatycznej.
– Rząd Tuska chce być antyPiSowy, ale staje się antypolski. Gdyby spełnić klimatyczne fantazje wiceminister Zielińskiej Polsce nie groziłby kryzys, ale gigantyczna katastrofa. Z ograniczeniem emisji dwutlenku węgla o 90 proc. poradziłoby sobie niewiele państw Unii Europejskiej. Być może jest to do zrobienia w Szwecji, gdzie 40 proc. energii pochodzi z elektrowni wodnych, a reszta z wiatru i słońca. Na drugim biegunie jest Polska. Udział węgla w naszym miksie energetycznym wynosi ok. 70 proc. Nie jest to wina PiS, lecz dziedzictwo PRL. Szwedzi mają rzeki i jeziora, a naszym dobrem naturalnym jest węgiel. Kiedy Polska powstawała z powojennych ruin, nie miała innego wyjścia jak oprzeć swój rozwój na „czarnym złocie”. Platforma Obywatelska rządziła przez dwie kadencje, ale jej liderzy niewiele zrobili, aby stworzyć alternatywę dla węgla w postaci energetyki odnawialnej i atomowej. Dopiero rządz PiS zaczął promować technologie ograniczające emisję w zakładach przemysłowych i uruchomił programy jak „Czyste powietrze” czy „Mój prąd”, które są konkretną odpowiedzią na problem smogu. Dla Polski to jest jedyna droga. Trzeba dbać o klimat, ale przede wszystkim należy troszczyć się o ludzi i gospodarkę. Gdyby z postulatem redukcji emisji o 90 proc. wyskoczyła Greta Thunberg moglibyśmy na to machnąć ręką, bo szwedzka aktywistka klimatyczna jest w stanie palnąć każdą bzdurę, aby podtrzymać słabnącą popularność w mediach. Słowa te padły jednak z ust polskiej wiceminister podczas oficjalnego spotkania w Brukseli. Nie można lekceważyć tej deklaracji.
– Jak wygląda polityczna sytuacja w Polsce z perspektywy instytucji unijnych?
– Łatwo się domyślić jak to wygląda bo przecież dla unijnych, lewicowo-liberalnych elit Tusk jest najlepszym produktem medialno-politycznym. To on pomagał ubierać marynarkę zmęczonemu Junckerowi i wodził zachwyconymi oczami, kiedy przemawiała Angela Merkel. Takich dowodów lojalności się nie zapomina. Dlatego nie powinno dziwić, że rządom Tuska towarzyszy obrzydliwa manipulacja informacyjna w europejskich mediach głównego nurtu. W Polsce deptana jest Konstytucja i demokracja, ale oni piszą, że jest to przywracanie ładu, a obrońcy prawa nazywani są populistami i nacjonalistami. Hipokryzja i podwójne standardy Unii Europejskiej w ostatnim czasie stały się normą. Przez lata rządów Zjednoczonej Prawicy każde niemal działanie polskich władz znajdowało się pod ścisłym, krytycznym nadzorem obserwatorów z Brukseli. Teraz mamy do czynienia z prawdziwą kumulacją łamania prawa, ale unijne instytucje są jak trzy, symboliczne chińskie małpy. Bruksela też nie chce nic widzieć, słyszeć ani mówić na temat tego, co dzieje się w Polsce.
Rozmawiał Jędrzej Lipski