Minął miesiąc od zaprzysiężenia Donalda Tuska na premiera. W tym krótkim czasie zdążył już zniszczyć media publiczne, zasiać anarchię w wymiarze sprawiedliwości i wsadzić do więzienia dwóch posłów ułaskawionych wcześniej przez Prezydenta RP. Jak będzie wyglądała Polska pod koniec rządów Tuska?
Donald Tusk pobił jeszcze jeden rekord. Nie zdarzyło się w wolnej Polsce, aby nowy rząd w tak krótkim czasie sprowokował do wyjścia na ulice Warszawy setek tysięcy ludzi, oburzonych i rozwścieczonych bezczelnym deptaniem demokracji. O co chodzi Tuskowi? Przejmując władzę nie musiał wybierać drogi konfrontacji. W demokratycznej Polsce zawsze było tak, że wyłoniony po wyborach nowy rząd prosił o 100 dni spokoju. To umowny czas na zmiany kadrowe w instytucjach publicznych, korekty w planach rozwojowych państwa i przygotowanie opinii publicznej do innego stylu rządzenia.
Tusk też mógł mieć swoje 100 dni spokoju, ale najwyraźniej nie chciał.
Przecież nikt nie kwestionował jego prawa do zmian w mediach publicznych, wymiarze sprawiedliwości i każdej dziedzinie życia, znajdującej się pod kontrolą państwa. Prezydent Andrzej Duda jasno deklarował, że uszanuje decyzję wyborców, ale oczekuje od nowego premiera propozycji jak przeprowadzić ten proces w sposób konstytucyjny i zgodny z oczekiwaniami Polaków, zmęczonych nerwową i emocjonalną kampanią wyborczą.
Tusk postanowił jednak nie kończyć politycznej wojny.
Patrząc z perspektywy komfortu rządzenia, jest to strategia nielogiczna i autodestrukcyjna. Nowa władza każdego dnia otwiera kolejne strefy starcia i dostarcza swoim przeciwnikom paliwa do protestów. Kilka dni temu światowe media obiegły migawki z Ekwadoru, gdzie kartele narkotykowe zaatakowały struktury państwa. Bandyci siłą zajęli, m.in. gmach telewizji. Czyżby narkoterroryści inspirowali się wydarzeniami w Polsce? W stylu podpatrzonym w republikach bananowych odbyło się też aresztowanie posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. W krajach członkowskich Unii Europejskiej jeszcze się nie zdarzyło, aby policja wdarła się do siedziby prezydenta. Pomijając oczywisty skandal z nielegalnością tego działania warto się zastanowić dlaczego grupa Tuska podnosi drabinę eskalacji na coraz wyższy poziom i podważa autorytet głowy państwa?
Niebywała kumulacja naruszeń demokracji i Konstytucji skupia zainteresowanie opinii publicznej na mediach publicznych i wymiarze sprawiedliwości.
Od czego Tusk chce odwrócić uwagę Polaków? Może od tego, że nie ma nic konkretnego do zaoferowania poza ciepłą wodą w kranie choć i to nie jest pewne. Transformacja energetyczna może okazać się zadaniem ponad siły „demokratycznej” koalicji. Weźmy jednak inny przykład. Powiat mikołowski na Śląsku stał się ośrodkiem protestów przeciwko liniom szybkiej kolei mającym prowadzić do Centralnego Portu Komunikacyjnego. W czasie kampanii wyborczej przyjeżdżali tutaj prominentni politycy ówczesnej opozycji. Obiecywali wstrzymanie tej inwestycji, a przynajmniej, że kolejowa „szprycha” ominie powiat mikołowski. Te deklaracje trafiły na podatny grunt. PO i Trzecia Droga osiągnęły relatywnie wyższe wyniki w okręgach, gdzie organizowano największe protesty przeciwko CPK. Tusk rządzi od miesiąca, ale od kwartału można było przypuszczać, że tak się stanie. Od tego czasu powiat mikołowski przestał być interesujący. Tutejsi aktywiści pytają przedstawicieli nowego rządu co dalej z CPK, ale otrzymują mało konkretne zapowiedzi audytu całej inwestycji.
Już nikt nie deklaruje, że tory nie przetną powiatu mikołowskiego.
Premier Mateusz Morawiecki od początku urzędowania był dostępny dla mediów. Nie bał się krytyki i bronił swoich racji. Sam przedstawiał najważniejsze reformy rządu PiS i brał za nie odpowiedzialność. Koalicja „demokratyczna” działa inaczej. Donald Tusk dopiero w miesiąc po zaprzysiężeniu udzielił pierwszego wywiadu, który na milę trącił medialną „ustawką”. Jednego za to nie można odmówić liderowi PO. Mało kto potrafi przez godzinę mówić o niczym. Z takim talentem po prostu trzeba się urodzić.
Tusk perfekcyjnie przeszczepił też na polityczny grunt knajpiano-imprezowe usprawiedliwienie: co złego to nie ja.
Warto prześledzić komentarze premiera do największych afer pierwszego miesiąca jego rządów. Uchylenie immunitetu posłom Kamińskiemu i Wąsikowi – „marszałek Hołownia podjął słuszną decyzję”. Zamach na media publiczne – „mam zaufanie do działań ministra Sienkiewicza”. Atak na wymiar sprawiedliwości – „minister Bodnar wie co robi”. Tusk nie pilotuje bezpośrednio tych wydarzeń, a jedynie z troską pochyla się na rozdzieraną wewnętrznym sporem Polską. Szczyt cynizmu i hipokryzji, a może sprytna strategia przetrwania?
Rządowi koalicjanci ku przestrodze powinni uważnie prześledzić historię Platformy Obywatelskiej.
Kto podpadał Tuskowi wylatywał z partii jak Andrzej Olechowski albo był odsuwany na boczny tor jak Grzegorz Schetyna. Jeśli zaczną się chwiać notowania obecnego rządu lider PO zrobi tak samo. Wytypuje winnego i rzuci go na pożarcie mediom. Według takiego scenariusza może upływać ta kadencja. Od kryzysu do kryzysu, a w momentach przesilenia czystki w rządzie. Wszystko to będzie się działo przy maksymalnym zaangażowaniu mediów i emocjonalnej polaryzacji opinii publicznej, aby ludzie skupili uwagę na igrzyskach, a nie myśleli o chlebie. W takim tempie ekipa Tuska zniszczy Polskę w kilka miesięcy. Ile lat potrwa odbudowa?
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego