Na temat zalet i wad wspólnej, europejskiej waluty powstało tysiące artykułów i dziesiątki książek. Ale odpowiedź na pytanie, komu najbardziej na tym zależy, jest prosta. Niemcy chcą przekształcić Unię Europejską w swój rynek wewnętrzny. Do zarabiania i zarządzania tak skomplikowaną strukturą potrzebna jest jedna waluta.
W debacie o negatywnych skutkach europejskiej federalizacji wymienianych jest kilkadziesiąt obszarów, nad którymi państwa członkowskie utracą wpływ na rzecz brukselskiej administracji. Wszystkie są ważne, ale niektóre mają znaczenie nadrzędne. Do tej kategorii należy zaliczyć plan obowiązkowego przyjęcia euro. W historii cywilizacji pieniądz zawsze ułatwiał obrót gospodarczy, ale jego głównym zadaniem było uzyskanie politycznej przewagi. Euro nie jest tutaj wyjątkiem.
Dlatego przestańmy mówić o wspólnej walucie jako ekonomicznej operacji, bo stoi za tym czysta polityka.
Dramatycznie i błyskawicznie spada światowe znaczenie Unii Europejskiej. Nie jest już potęgą gospodarczą i polityczną, a nigdy nie była militarną, co nabrało ostatnio szczególnego znaczenia. Na przecenie Unii Europejskiej najwięcej straciły Niemcy. Same aspirowały kiedyś do roli gospodarczej, światowej potęgi, ale w ostatnich latach ten precyzyjny i niezawodny mechanizm zaczął zgrzytać. Berlin przespał możliwości, jakie stworzyła rewolucja cyfrowa i przestał się liczyć w innowacyjnych branżach przyszłości. Chciał ratować prestiż i wpływy eksportując radykalną politykę klimatyczną, ale świat tego nie kupił. Oprócz problemów gospodarczych, Niemcy borykają się z wewnętrznym kryzysem społecznym wywołanym przez migrację. W polityce też zapowiada się tąpnięcie, do którego może doprowadzić spadek poparcia dla rządzącej lewicy i rosnąca fascynacja dla narodowej prawicy pod szyldem AFD.
W powojennej historii Niemcy jeszcze nigdy nie były w tak fatalnej sytuacji.
Spada ich międzynarodowe znaczenie, a sytuacja wewnętrzna destabilizująco wpływa na spoistość państwa. Niemieckie elity władzy to widzą i dostrzegają tylko jedno rozwiązanie. Skok do przodu. Powrót Niemiec do światowej ekstraklasy, ale po resecie i przeformatowaniu, pod nowym szyldem federalnej Unii Europejskiej. Berlin wychodzi z założenia, że jeśli uda mu się scalić i podporządkować unijny rynek, integracja polityczna przyjdzie sama, bo nie będzie już innego wyjścia.
To skomplikowany i trudny proces, ale może go ułatwić i przyspieszyć jedno narzędzie: wspólna waluta.
W ślad za tym pójdzie ujednolicenie systemu podatkowego, likwidacja Narodowego Banku Polskiego i podporządkowanie Brukseli krajowej polityki finansowej. Dla Polski jest to śmiertelna pułapka. Od 2020 roku żyjemy w epoce nieustannego kryzysu spowodowanego najpierw pandemią, a później wojną na Ukrainie. Polska nie przeszła przez te turbulencje bez szwanku, ale poradziliśmy sobie o wiele lepiej, niż większość państw Unii Europejskiej. Rządowe, społeczne i inwestycyjne programy wparcia oraz świadoma polityka NBP uratowały przed upadkiem wiele firm i pozwoliły naszej gospodarce nie wytracić tempa rozwoju.
O tym, że uczestnictwo w „rodzinie” euro nie zawsze kończy się dobrze, boleśnie przekonały się Włochy, czyli kraj o znacznie mocniejszej pozycji ekonomicznej i politycznej niż Polska. Podczas kryzysu pandemicznego rząd w Rzymie chciał zrobić to co Warszawa. Włosi zamierzali wykorzystać rezerwy walutowe do uruchomienia osłon socjalnych dla ludzi i gospodarki. Ich pomysł został zablokowany przez Europejski Bank Centralny, który uświadomił im, że nie są to rezerwy włoskie, a europejskie. To niebezpieczna lekcja, która rodzi kolejne pytania. Nie jest tajemnicą, że Polska inwestuje nadwyżki finansowe nie tylko w waluty i papiery wartościowe, ale także w złoto. Według informacji NBP narodowe rezerwy tego kruszcu przekroczyły 300 ton.
Czy to oznacza, że po przyjęciu euro, Bruksela będzie miała prawo położyć łapę na polskim złocie?
Nie jest żadną tajemnicą, że wspólna europejska waluta służy głównie krajom najsilniejszym, takim jak Niemcy czy Francja. To one będą decydować o wspólnej polityce monetarnej całej strefy euro. Ponad 80 lat temu Niemcy wywozili z Polski złoto wagonami. Niewykluczone, że wkrótce będą to mogli zrobić jednym kliknięciem na klawiaturze komputera.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego