Metanowy szantaż Brukseli

Cieszę się, że polskie media tak szeroko zajęły się problemem unijnych planów redukcji emisji metanu. Jeśli te radykalne przepisy wejdą w życie ucierpi na tym polska gospodarka, a zwłaszcza śląskie górnictwo. Rozmawiałam na ten temat z redaktorem Rafałem Stefaniukiem z „Naszego Dziennika”.

 

– Parlament Europejski wchodzi w finalną fazę prac nad rozporządzeniem dotyczącym emisji metanu w kopalniach. Jak przebiegają prace nad dokumentem?

– Trzeba rozróżnić dwa aspekty tego procesu. Prace techniczne nad aktami przebiegały powoli, z wieloma trudnościami choć warto podkreślić, że byliśmy bliscy osiągnięcia kompromisu również w sprawie kopalń. Niestety cały ten proces został zakłócony skandalem wokół niemieckiej europoseł z ramienia Zielonych Jutty Paulus, która jest sprawozdawcą projektu rozporządzenia metanowego. To głośna sprawa. Przy opiniowaniu przepisów Paulus  korzystała z niedozwolonej pomocy ze strony skrajnie radykalnej amerykańskiej organizacji ekologicznej. Część europosłów, po  bezskutecznej próbie doprowadzenia do głębszego zbadania tej bulwersującej sprawy, postanowiły zbojkotować negocjacje z udziałem Paulus. Moje  priorytety są w tej sprawie niezmienne. Musimy naszym kopalniom dać czas na dostosowanie się do oczekiwań Brukseli.

– Będziemy w stanie dostosować się do nowych zasad? Stać nas na inwestycje?

– W listopadzie ubiegłego roku, podczas organizowanej przeze mnie konferencji Śląski Ład ostrzegałam, że unijne rozporządzenie metanowe idzie za daleko i stanowi ogromne zagrożenie dla polskiego górnictwa. Przy czym  największym problemem nie są ograniczenia  technologiczne, ale czas. Podczas konferencji gościłam  naukowców i menedżerów z branży wydobywczej. Oni to podkreślali bardzo wyraźnie. Mamy doskonałe ośrodki badawcze, niektóre pilotażowe technologie są już wdrażane, ale – powtórzę to jeszcze raz – potrzebujemy czasu, aby przystosować nasze górnictwo do oczekiwań Komisji Europejskiej. Swoją drogą ten niezwykły pośpiech Brukseli, jeśli chodzi o tempo ograniczania emisji metanu, jest bardzo zastanawiający by nie powiedzieć: podejrzany.  Neutralność klimatyczną Unia Europejska ma osiągnąć w 2050 roku. Umowa zawarta między polskim rządem a stroną społeczną zakłada zakończenie procesu likwidacji kopalń do 2049 roku. Oznacza to, że metan z naszego górnictwa  nie jest żadną przeszkodą w realizacji celów unijnej polityki klimatycznej. Mimo to Bruksela narzuca takie tempo walki z metanem, że polskie kopalnie znajdą się pod ścianą już za cztery lata. Być może w tych działaniach jest też drugie dno.  Kilka firm na świecie oferuje gotowe i bardzo kosztowne technologie umożliwiające spełnienie tych wyśrubowanych norm, ale  lider na tym rynku jest tylko jeden.  Mam na myśli niemiecką firmę Dürr Megtec.

– Musimy godzić się z myślą o szybkim zamknięciu kopalni w Polsce?

– Jeśli pogodzimy się z myślą o zamykaniu kopalń w Polsce to tak, jakbyśmy się pogodzili z tym, że nie będziemy mieli własnej energetyki. Pamiętajmy, jaki mamy miks energetyczny. Mniej więcej połowa energii produkowana jest z węgla kamiennego, ponad 23 proc. z brunatnego, a odnawialne źródła energii stanowią w tym zestawieniu zaledwie 18 proc.  Harmonogram zamykania kopalń do 2049 roku nie jest przypadkowym dokumentem, ale efektem bardzo żmudnych badań, prognoz i symulacji. Polska jest w trudnej sytuacji wobec metanowego szantażu Brukseli, ale  robi to co może i powinna.  Koncentrujemy się m.in. na wynegocjowaniu takich terminów, które dadzą naszym firmom czas niezbędny do pełnego wdrożenia odpowiednich technologii. To nie jest tak, że kwestia ograniczeń emisji metanu jest dla nas czymś nowym, ale polskie projekty muszą być odpowiednio wsparte i doprowadzone do stanu gotowości.

– Jakie są szczegóły zgłaszanych poprawek? Znajdzie się poparcie dla dokonania zmian w projekcie?

– Zapisy rozporządzenia w zakresie ograniczenia emisji metanu nakładają na kopalnie duże obowiązki. Niepokój budzi zwłaszcza artykuł 22, paragraf 2, dotyczący zakazu uwalniania metanu przez szyby wentylacyjne już w 2027 roku. Poziomy emisji zaproponowane przez Komisję Europejską ( 0,5 tony metanu na kilotonę wydobytego węgla) spełniają w Polsce tylko trzy kopalnie niemetanowe. Koszt dostosowania infrastruktury do proponowanych wymogów byłby tak wysoki, że kopalnie mogłyby zostać zmuszone do zaprzestania wydobycia węgla wbrew uzgodnionemu porozumieniu społecznemu. Metanowe propozycje Brukseli są bardzo problematyczne z punktu widzenia Polski. Nie negujemy konieczności redukcji gazów cieplarnianych, do których należy metan. Ale ustawodawstwo unijne musi nadążać za rozwojem technologii. Nasze polskie technologie, które rozwijamy także dzięki wsparciu rządowemu, są na etapie projektów badawczych. Obiecująco wyglądają, m.in. prace konsorcjum AGH-PWR-UMCS, Instytutu Inżynierii Chemicznej w Gliwicach czy firmy Profile. Potrzebujemy jednak więcej czasu i przede wszystkim środków finansowych na realizację tych inwestycji. A tego niestety rozporządzenie metanowe nie zapewnia.

– Kiedy ma zapaść ewentualny wyrok na polskie kopalnie?

– Sprawozdanie PE musi zostać najpierw przyjęte w komisjach, a następnie na posiedzeniu plenarnym. Później można rozpocząć negocjacje międzyinstytucjonalne, tzw. Trilog. Tylko wtedy, gdy wszystkie trzy strony (Komisja, Parlament i Rada), zgodzą się na tekst, proces zostaje zakończony. Może to zająć kolejne 6-12 miesięcy, w zależności od wielu okoliczności politycznych.

– Tam, gdzie węgiel jest potrzebny będzie on pochodził całkowicie z importu? Taki jest cel?

– To jest kolejna niekonsekwencja, a raczej absurd proponowanego rozporządzenia metanowego. O ile europejscy producenci węgla są pod ścisłą kontrolą unijnych instytucji, o tyle importerzy tego surowca mogą liczyć na taryfę ulgową.  Przepisy nakładają na nich tylko obowiązek składania informacji na temat przestrzegania norm środowiskowych w kraju skąd pochodzi surowiec. Przecież nie da się w stu procentach sprawdzić wiarygodności takich deklaracji, a jeśli węgiel płynie z krajów niedemokratycznych, to rzetelność jakichkolwiek certyfikatów spada do zera.  Jednym słowem,  rozporządzenie metanowe nie zamyka unijnej gospodarki przed węglem, lecz blokuje możliwości europejskich producentów tego surowca.

– Metan pochodzący z kopalni położonych poza Europą już – w ocenie instytucji unijnych – nie szkodzi planecie?

– W ocenie unijnych instytucji planecie szkodzi tylko unijna gospodarka. Metan jest tematem nowym, ale przypomnijmy sobie co działo się wokół dwutlenku węgla. 27 państw Unii Europejskiej i Wielka Brytania emitują niecałe 9 proc. tego gazu w skali globalnej. To znikomy udział w truciu planety, a mimo tego tylko Unia Europejska realizuje drastyczny plan wyeliminowania  tego gazu z gospodarki. Przepraszam za niewychowawczy przykład, ale wyobraźmy sobie, że w domu mieszka dziesięć osób i wszystkie palą papierosy. Jeśli jedna z nich rzuci nałóg, to czy w domu zapanuje zdrowa i czysta atmosfera? To samo można odnieść do globalnej gospodarki. Jeśli Unia Europejska osiągnie  neutralność klimatyczną,  planeta tego nie zauważy. Odczują to tylko Europejczycy, dla których życie stanie się droższe i trudniejsze.

– Po zamknięciu kopalni przyjdzie kolej na kolejne składowe życia gospodarczego? Już teraz część zwolenników tzw. zielonej Europy chce likwidacji hodowli zwierząt – również z celu obrony klimatu.

– Na razie się śmiejemy z diety „robaczanej”, którą proponuje Trzaskowski i spółka, ale to nie jest śmiesznie lecz bardzo  groźne. Świat, a zwłaszcza Unia Europejska skręca w lewo i nie jest to droga socjaldemokratów, ale zaślepionych ideologią neokomunistów. Oni chcą zburzyć świat, który znamy i akceptujemy, a na jego gruzach zbudować totalitarną, antyhumanitarną utopię. Będziemy mogli zmienić płeć jednym podpisem, ale nie zmienimy płaszcza na zimę, jeśli przekroczymy limit trzech sztuk odzieży na rok.  Unia Europejska zastawia sidła także na tradycyjny sektor produkcji żywności. Do Komisji Europejskiej w połowie ubiegłego roku wpłynął wniosek o… zakaz hodowli zwierząt. Inicjatywa wyszła od aktywistów ekologicznych. Jeśli w ciągu roku zbiorą minimum milion podpisów w co najmniej siedmiu krajach należących do Unii Europejskiej, Bruksela będzie musiała rozpatrzyć ten wniosek. Jest to element strategii mającej oskarżyć rolników, a zwłaszcza hodowców zwierząt o zmiany klimatyczne na świecie. Jest to temat rozdmuchany do granic rozsądku w mediach, ale działający na wyobraźnię zwłaszcza młodych pokoleń. Nie można wykluczyć, że aktywistom uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów, a wtedy zamiast zabiegać o rozwój branży hodowlanej będziemy musieli walczyć o jej utrzymanie.