Utopijne limity na metan

Polecam uwadze wywiad ze mną, który ukazał się w „Naszym Dzienniku”. Z redaktorem Rafałem Stefaniukiem rozmawialiśmy o projekcie rozporządzenia Komisji Europejskiej w sprawie redukcji emisji metanu. Proponowane regulacje są bardzo niekorzystne dla polskiego górnictwa.

 

– Na forum Unii Europejskiej trwają prace nad rozporządzeniem metanowym. Czego ono dotyczy?  

– Nie bez powodu wszystkie restrykcje klimatyczne narzucane przez Unię Europejską zaczynają się  od rynku energii. Bruksela może nim łatwo manipulować, m.in. poprzez mechanizmy ograniczające emisję gazów cieplarnianych. Tak było z dwutlenkiem węgla i tak ma być z metanem. Regulacje proponowane przez Komisję Europejską są bardzo obszerne. Obejmują praktycznie całe sektory węgla, ropy, gazu. Niestety, rozporządzenie metanowe obarczone jest tym samym błędem co wszystkie projekty związane z szeroko pojętą unijną polityką klimatyczną. Propozycje są zbyt mało elastyczne i skupione tylko na celach klimatycznych. Nie biorą pod uwagę skutków gospodarczych, stabilności rynku energetycznego, a nawet ludzkiego bezpieczeństwa – mam na myśli górników pracujących w kopalniach.

– Komisja Europejska ignoruje możliwe niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia górników?

– Wstydliwą tajemnicą unijnej administracji jest brak kompetencji, a czasami zwykła ignorancja urzędników Komisji Europejskiej. Rzecz jasna nie dotyczy to wszystkich, ale grupie zajmującej się rozporządzeniem metanowym przydałaby się elementarna wiedza na temat uwarunkowań technologicznych i gospodarczych w polskim górnictwie. Jak wiadomo, metan jest największym zagrożeniem w kopalniach i nie da się go inaczej usunąć niż poprzez szyby wentylacyjne. Nie jest to działanie na złość Brukseli i na szkodzę klimatowi. To wymóg technologiczny, podyktowany troską o życie górników i bezpieczeństwo kopalń. Nie wszyscy w Komisji Europejskiej potrafią to pojąć. W czerwcu tego roku polska delegacja związana z branżą wydobywczą pojechała do Brukseli, aby rozmawiać o metanie. Uczestnicy tego spotkania wspominają o „dziwnym” dialogu. Unijni urzędnicy cytowali projekt rozporządzenia metanowego i dowodzili o konieczności osiągnięcia w ciągu trzech lat normy 0,5 tony metanu na tysiąc ton węgla. Nie trafiał do nich argument, że jest to niemożliwe. Jeśli chodzi o technologie „wyłapywania” metanu polskie górnictwo uchodzi za jedno z najlepszych w świecie. Mimo tego, wskaźniki wyliczone w pierwszym kwartale tego roku dla polskich kopalń były około 10 – 30 razy wyższe, niż normy wymyślone przez Brukselę. Jastrzębska Spółka Węglowa wyliczyła, ile wyniosłyby kary za nieprzestrzeganie limitów metanowych narzuconych przez Komisję Europejską. Mowa jest nawet o dwóch miliardach złotych rocznie. Takiego haraczu nie wytrzyma JSW, ani żadna inna polska spółka węglowa. Oczywiście, nie można wykluczyć, że z czasem pojawią się technologie, które zbliżą się do unijnych wymagań, ale raczej nie należy tego oczekiwać w ciągu trzech lat.

– Finalnie może się okazać, że polskie kopalnie zostaną zamknięte dużo wcześniej niż w 2049 r.? Wbrew wcześniejszym ustaleniom?

– Jest to sytuacja co najmniej niezrozumiała. Harmonogram wygaszania polskich kopalń był jednym z najtrudniejszych dokumentów negocjowanych z Brukselą. Należało pogodzić roszczenia klimatyczne Unii Europejskiej, dobro polskiej gospodarki i oczekiwania związków zawodowych, reprezentujących setki tysięcy ludzi związanych z branża górniczą. Wydawało się to niemożliwe, ale porozumienie zaakceptowały wszystkie strony. Bruksela także jest sygnatariuszem umowy. W tych dokumentach są też uwzględnione i zaakceptowane aktualne plany redukcji emisji metanu. Wygląda to tak, jakby unijni urzędnicy odpowiedzialni za rozporządzenie metanowe nie wiedzieli o kluczowym, wiążącym także Brukselę dokumencie dla transformacji polskiego górnictwa.

– Przygotowywane rozporządzenie dotyczy także innych dziedzin życia gospodarczego?

– Za emisję metanu  wynikającą z działalności człowieka odpowiadają głównie trzy sektory: rolnictwo (40 proc.), paliwa kopalne (35 %) i gospodarka odpadami (20 %). Zgodnie jednak z tym, co powiedzieliśmy na początku rozmowy, Komisja Europejska na pierwszy ogień wzięła branżę energetyczno-surowcową. Bruksela nie przedstawiła żadnych wiążących wytycznych dla rolnictwa i branży odpadowej. Trzeba przy tym pamiętać, że energetyka leży u podstaw gospodarki, a szerzej u fundamentów całej, ludzkiej aktywności. Chyba w dzisiejszych czasach nie trzeba nikogo przekonywać, że turbulencje na rynku energetycznym mają wpływ na wszystko: inflację, bezpieczeństwo, gospodarkę i komfort życia. Dlatego tym trudniej jest zrozumieć fundamentalistyczne, skrajnie radykalne podejście Komisji Europejskiej w kwestiach polityki klimatycznej. Bruksela nie uczy się na własnych błędach. System uprawnień do emisji dwutlenku węgla (ETS), miał uczynić przemysł bardziej przyjazny dla środowiska, a w konsekwencji stał się narzędziem finansowych spekulacji na gigantyczną skalę i jedną z przyczyn spadku konkurencyjności unijnej gospodarki.

– Jeżeli tymi przepisami stracimy całe polskie górnictwo, to co w zamian? Skąd będziemy czerpać paliwa do energetyki, co stanie się z ludźmi i ich rodzinami?

– Nie ma niczego w zamian. Polska modernizuje swoją energetykę w sposób planowy, etapowy i wielokierunkowy. Z jednej strony wygaszamy stopniowo kopalnie, a z drugiej budujemy nowe fundamenty naszego miksu energetycznego. Nie możemy nagle stracić górnictwa, ponieważ załamią się nasza energetyka i cała gospodarka. Reasumując – dla górnictwa nie ma planu B i nie zmieni tego nawet wzmożenie działanie prac Komisji Europejskiej odnośnie do emisji metanu.

– Jakich zmian chcą europosłowie, którzy dostrzegają zagrożenia wynikające z obecnej aktywności KE w tym obszarze?

– Przede wszystkim będziemy się starali wykazać niekonsekwencje, a nawet nielogiczności, od których roi się w projekcie rozporządzenia metanowego. Przepisy nakładają nowe, bardzo szerokie obowiązki na kopalnie w zakresie monitoringu i raportowania emisji oraz środków zakazu odnoszących się do uwalniania do atmosfery i spalania metanu. Wiąże się to z koniecznością zakupu kosztownych urządzeń pomiarowych, pochłaniających i autozapalników najnowszej generacji. To ogromne, zaplanowane na lata inwestycje. Tymczasem mamy cały szereg kopalń przeznaczonych do likwidacji. Zmuszanie ich do takich wydatków pod koniec działalności nie ma nic wspólnego z racjonalnym, ekonomicznym zarządzaniem. Dlatego priorytetem grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów jest wprowadzenie odpowiedniej derogacji, czyli uchylenia przepisów dla kopalń objętych planem zamknięcia do 2037 roku. Kolejną niekonsekwencją rozporządzenia metanowego jest nierówne traktowanie unijnych i zewnętrznych producentów węgla. Nasze zakłady zostaną objęte restrykcyjnymi zakazami, a importerzy mają jedynie poinformować o środkach redukcji emisji powziętych w państwach eksportujących. Jest to słabe i łatwe do obejścia zabezpieczenie. Grupa EKR zamierza więc wzmocnić zapisy nakładające obowiązki na importerów.

– Kiedy należy się spodziewać finalnego kształtu przepisów?

– Projekt rozporządzenia jest obecnie na etapie wypracowywania stanowisk Parlamentu Europejskiego. Pracują nad tym dwie komisje – Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) oraz Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE). Wspólne głosowanie stanowiska w obydwu komisjach spodziewane jest w styczniu 2023 roku. Przyjęcie rozporządzenia po uzgodnieniach pomiędzy Parlamentem i Radą Unii Europejskiej nastąpi prawdopodobnie w połowie 2023 roku.

– Interweniowała Pani także, na forum Komisji Europejskiej w sprawie funkcjonowania systemu EU ETS. Jest szansa na jego zawieszenie? 

– Zadałam Komisji Europejskiej dwa pytania: czy zamierza przeprowadzić reformę systemu uprawnień do emisji dwutlenku węgla oraz czy dysponuje szacunkami dotyczącymi długoterminowego wpływu tego mechanizmu na gospodarkę, jeśli osiągnie poziom 150 – 200 euro. Zareagował sam Frans Timmermans. Dwa razy odpowiedział „nie”. Nie liczyłam, że ojciec chrzestny unijnej, „zielonej” rewolucji odpowie inaczej, ale jego bezrefleksyjność, buta i arogancja  są szokujące jeśli się weźmie pod uwagę polityczne wpływy tego człowieka. Szacowanie przedsięwzięć pod kątem zysków i strat jest podstawowym  instrumentem rozwoju nawet dla małych firm. Tymczasem dla struktury liczącej ponad pół miliarda ludzi, jaką jest Unia Europejska, motorem działania nie jest wiedza, ale… przekonanie liderów. Zielony Ład i jego najbardziej ortodoksyjna odsłona, czyli pakiet Fit for 55, stały się dla Timmermansa i spółki quasi-religią, którą mogą uzasadnić każdą bzdurę utrudniającą życie Europejczykom. Mateusz Morawiecki na forum Rady Europejskiej (i nie tylko)  wielokrotnie udowadniał, że patologia systemu ETS jest jedną z głównych przyczyn chaosu na unijnym rynku energetycznym. Jestem przekonana, że większość przywódców unijnych państw w duchu przyznaje rację polskiemu premierowi, ale boją się głośno mówić, bo nie chcą być posądzeni o to, że  nie płyną z głównym nurtem, którego kierunek nadaje Berlin i w charakterze podwykonawcy Bruksela.  Być może obecny kryzys to dla nich wciąż za mało, aby przestali się kierować ideologią i strachem, a zawierzyli rozumowi i odpowiedzialności.