Unijna polityka metanowa nie może stać się batem na polskie górnictwo!

Wczorajsza konferencja poświęcona unijnej polityce metanowej odbiła się szerokim echem w mediach. To ważne, aby opinia publiczna wiedziała o jaką stawkę toczy się gra. Jeśli Komisja Europejska przeforsuje swoje plany ograniczenia emisji metanu, polskie górnictwo zostanie postawione pod ścianą. Zapraszam do lektury mojego wystąpienia podczas konferencji.

 

Mimo wojny, inflacji i kryzysu energetycznego, Europejski Zielony Ład nabiera tempa i rozszerza się na kolejne obszary gospodarki. Teraz nadeszła pora na metan. Przypomnę, że za emisję tego gazu cieplarnianego odpowiadają głównie trzy sektory: rolnictwo, gospodarka odpadami i paliwa kopalne.  Dla dwóch pierwszych Bruksela nie przedstawiła żadnych wiążących wytycznych. „Zielona”, metanowa śruba ma zostać przykręcona tylko dla branży surowcowo-energetycznej, czyli  dla gazu, ropy i węgla.

Niestety, planowane regulacje obarczone są tym samym błędem, co wszystkie projekty związane z  Europejskim Zielonym Ładem.

Są zbyt mało elastyczne i skupione tylko na celach klimatycznych. Nie biorą pod uwagę skutków gospodarczych, stabilności rynku energetycznego, a w tym wypadku nawet ludzkiego bezpieczeństwa – mam na myśli pracę górników.

Jak wiadomo, metan jest największym zagrożeniem w kopalniach i nie da się go inaczej usunąć niż poprzez szyby wentylacyjne. Nie jest to działanie na złość Brukseli ani na szkodzę klimatowi. To wymóg technologiczny, podyktowany troską o życie górników i bezpieczeństwo kopalń. My o tym w Polsce doskonale wiemy.

Wychwytywanie, neutralizowanie i wykorzystywanie metanu do produkcji energii jest jedną z tych dziedzin, w których jesteśmy naprawdę dobrzy.

Z powodzeniem zajmują się tym polskie wyższe uczelnie, instytuty badawcze, spółki węglowe i energetyczne, a także prywatni przedsiębiorcy. Niestety, Komisja Europejska chce ograniczać emisję metanu w jedyny, znany sobie sposób – poprzez nakazy, zakazy, wyśrubowane normy i kary finansowe. Podam tylko jeden przykład. Projekt rozporządzenia zakłada dla kopalń osiągnięcie w ciągu trzech lat normy pół tony metanu na tysiąc ton węgla. Nie muszę Państwu mówić, że jest to niemożliwe. Wskaźniki wyliczone w pierwszym kwartale tego roku dla polskich kopalń były około 10 – 30 razy wyższe.

Jastrzębska Spółka Węglowa wyliczyła, ile wyniosłyby kary za nieprzestrzeganie limitów metanowych narzuconych przez Komisję Europejską. Mowa jest nawet o dwóch miliardach złotych rocznie.

Takiego haraczu nie wytrzyma JSW, ani żadna inna polska spółka węglowa.

Dlatego chciałabym aby dziś, od nas, popłynął do Brukseli jasny sygnał. Jesteśmy zwolennikami transformacji energetyczno-gospodarczej, ale ofiarą tego procesu nie może paść polskie górnictwo. Zwłaszcza w tych czasach, kiedy węgiel znów stał się czarnym złotem i gwarantem bezpieczeństwa energetycznego. Postawa Brukseli jest niezrozumiała nie tylko z tego powodu. Pamiętamy ile emocji i nerwów kosztowało przygotowanie harmonogramu wygaszania polskich kopalń. To był jeden z najtrudniejszych dokumentów negocjowanych z Brukselą. Należało pogodzić roszczenia klimatyczne Unii Europejskiej, dobro polskiej gospodarki i oczekiwania strony społecznej, reprezentującej setki tysięcy ludzi związanych z branża górniczą. Wydawało się to niemożliwe, ale porozumienie zaakceptowały wszystkie strony. Bruksela także jest sygnatariuszem harmonogramu wygaszania polskich kopalń do 2049 roku. W tych dokumentach są też uwzględnione i zaakceptowane plany redukcji emisji metanu.

Jak je pogodzić z radykalnymi zapisami rozporządzenia szykowanego przez Komisję europejską?

Nie odkryję wielkiej tajemnicy jeśli powiem, że jakość pracy i poziom merytoryczny pracowników unijnej administracji pozostawiają czasami wiele do życzenia. Rozporządzenie metanowe jest tego jaskrawym przykładem. Wewnętrzne sprzeczności, nieoszacowane skutki ekonomiczne i negatywny wpływ na konkurencyjność unijnej gospodarki – to tylko kilka z wad tego dokumentu. Jako poseł do Parlamentu Europejskiego ze Śląska nie zamierzam milczeć w tej sprawie. W „mojej” komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii zostałam kontr-sprawozdawcą projektu rozporządzenia metanowego. Przygotowałam sporo poprawek do tego dokumentu. Pominę te dotyczące gazu i ropy, aby skupić się na węglu.

Zaproponowałam cztery główne zmiany.

Po pierwsze – uważam, że kopalnie odkrywkowe węgla powinny zostać wyłączone z zakresu rozporządzenia. Emisja metanu z „odkrywek” są niskie i marginalne, na granicy wykrywalności.

Po drugie i dla nas najważniejsze – domagam się, aby przepisy metanowe zostały uchylone dla kopalń objętych planem zamknięcia do 2037 roku. Zakup i instalacja urządzeń do redukcji metanu jest kosztowną inwestycją i nie miałoby ekonomicznego uzasadnienia obciążanie takimi wydatkami kopalń z krótką perspektywą działalności.

Po trzecie – z regulacji należy wyłączyć działania po-górnicze. Wynika to z tego, że praktycznie nie da się podzielić odpowiedzialności za emisję metanu pomiędzy różne podmioty zaangażowane w przetwarzanie, transport i składowanie węgla.

Po czwarte – kolejną niekonsekwencją rozporządzenia metanowego jest nierówne traktowanie unijnych i zewnętrznych producentów węgla. Nasze zakłady zostaną objęte restrykcyjnymi zakazami, a importerzy mają jedynie składać deklaracje. Domagam się wzmocnienia zapisów nakładających obowiązki na importerów.

Ogromnie się cieszę, że w naszej konferencji biorą udział tak znakomici goście, ale chciałabym też wspomnieć kogo wśród nas nie ma. W poprzednich edycjach konferencji Śląski Ład chętnie występowali przedstawiciele Komisji Europejskiej. Online zabierali głos komisarze i dyrektorzy departamentów. Tym razem było inaczej. Pracownicy mojego biura zwrócili się do Dyrekcji Generalnej do spraw Energii Komisji Europejskiej, aby przedstawiciel tej instytucji wziął udział w naszej konferencji i zaprezentował racje pomysłodawców regulacji metanowych. Po długim milczeniu przedwczoraj otrzymaliśmy odpowiedź, że nikt z Komisji nie wystąpi. Państwu zostawiam interpretację tej odmowy…