„Wandel durch Blut” – kto sponsoruje gangsterskie państwo Putina?

Nie ma większej zbrodni przeciwko klimatowi, niż wojna na Ukrainie. Dlaczego więc Unia Europejska, której sztandarową ideą jest „Zielony Ład”, nie podnosi tego argumentu w antywojennej retoryce? Czyżby dlatego, że niektóre unijne kraje, a zwłaszcza Niemcy są cichymi sponsorami tego bezprecedensowego barbarzyństwa. Wciąż kupują rosyjski gaz, który pozwala Putinowi finansować wojnę.

 

„Obszczak” to pojęcie ze świata rosyjskiej mafii. Oznacza gangsterski fundusz zgromadzony dzięki brudnym interesom. Wychował się na tym Putin. Na początku lat 90. jako wicemer Petersburga i były funkcjonariusz KGB, razem z lokalną mafią przejął kontrolę nad tamtejszym portem. Krył szmugiel rosyjskiego paliwa na zachód i zabezpieczał import kolumbijskiej kokainy. To był mały poligon doświadczalny dla Putina. Kiedy został prezydentem, całą Rosję zaczął przekształcać w państwo gangsterskie, a każdy krok na drodze do pełnej dyktatury zawsze budował na „obszczaku”. Na przestrzeni 30 lat mechanizm tego procederu pozostał praktycznie taki sam, zmieniła się tylko skala.

Każdego dnia wojny na Ukrainie eksport paliw kopalnych zasila rosyjski budżet kwotą miliarda dolarów.

Największym odbiorcą tych surowców są kraje Unii Europejskiej, w tym głównie Niemcy. Trafia do nich 75 proc. rosyjskiego gazu i 50 proc. ropy. To się nie stało nagle. Energetyczny deal z Kremlem to proces, który zaczął się już w pierwszych latach prezydentury Putina. Impuls dała brutalna rozprawa z Michaiłem Chodorkowskim i resztą tzw. oligarchów z czasów Borysa Jelcyna. Ich spółki oraz osobisty majątek przejął Putin i jego nowy, państwowy gang. Cywilizowany świat powinien wtedy protestować, ale wolał przymknąć oko i otworzyć kieszenie. Natomiast Putin wyciągnął z tej lekcji wniosek, który ukształtował całą jego prezydenturę: dla bogatych krajów Zachodu bardziej liczy się zysk niż przyzwoitość i przestrzeganie prawa. Wielu unijnych, zwłaszcza niemieckich polityków usiłuje teraz przekonywać, że ich interesy z Rosją nie mają bezpośredniego przełożenia na finansowanie wojny. Trudno o większą hipokryzję. Eksport surowców energetycznych generuje w Rosji 36 proc. przychodów do budżetu państwa. Bez tych pieniędzy Putin byłby bankrutem. Rosja jest krajem zacofanym, niewydolnym gospodarczo, wyludniającym się, obarczonym całą masą problemów społecznych.

Bez finansowej „kroplówki” z Unii Europejskiej Putin nie kupiłby nawet fajerwerków na Sylwestra, nie mówiąc już o prowadzeniu barbarzyńskiej wojny na Ukrainie.

Zbrodnie na ludności cywilnej i bezmyślne demolowanie sąsiedniego kraju powinny wykluczyć Rosję ze światowej wspólnoty, przynajmniej dopóki nie zmieni się tam władza i nie zejdzie z imperialistyczno-nacjonalistycznego kursu. Unia Europejska powinna potępić Kreml z jeszcze jednego powodu. Wojna na Ukrainie jest największą zbrodnią przeciwko klimatowi. To bolesny i wstydliwy policzek dla unijnych elit. Rosyjski gaz miał być przecież energetycznym stabilizatorem w procesie dochodzenia do kontynentalnej neutralności klimatycznej. Internet pełen jest publikacji „ekspertów” opłacanych z unijnych grantów, gdzie można przeczytać, że rosyjski gaz jest tani, łatwo dostępny i będzie spełniał coraz bardziej wyśrubowane, ekologiczne standardy. Putin napisał inne zakończenie tej opowieści.

Rosyjski gaz miał być zielony, ale stał się krwawy i czarny.

To dziś najbardziej emisyjne paliwo świata. Patrząc tylko z perspektywy ekologii, kupowanie rosyjskiego gazu jest prawdziwą zbrodnią przeciwko planecie. Finansowana dzięki sprzedaży tego surowca wojna zostawia za sobą ogromny ślad węglowy. W ruchu jest tysiące czołgów, wozów bojowych, haubic, transporterów, samolotów, helikopterów – strzelających i spalających ogromne ilości paliwa. Zniszczone miasta i wsie trzeba będzie odgruzować, a potem odbudować. Taka operacja pochłonie gigantyczne ilości energii, której nie zapewnią panele słoneczne ani turbiny wiatrowe. Trudno sobie nawet wyobrazić, ile zostanie zużytego cementu, a jego produkcja najbardziej przecież wpływa na emisyjność sektora budowlanego. Komisja Europejska lubi bazować na twardych danych. Powinna zatem odważnie poddać analizie czynniki dotyczące rzeczywistego śladu węglowego rosyjskiego gazu.

Na wojnie niszczone są też obszary cenne środowiskowo.

Armia Putina wycina lasy i dewastuje ziemie uprawne. Ukraina na długo przestanie być spichlerzem Europy i świata, a to oznacza ogromne perturbacje w branży spożywczej. To nie jedyne konsekwencje wojny na Ukrainie. Wysokie ceny i niedobory na rynku gazu spowodowały, że największe unijne gospodarki, przynajmniej na jakiś czas przeprosiły się z węglem. Oznacza to spowolnienie „zielonej” rewolucji. Jak wynika z danych Europejskiej Sieci Operatorów Systemów Przesyłowych w marcu, czyli w pierwszym pełnym miesiącu od wybuchu wojny, Niemcy zwiększyli produkcję energii z węgla (łącznie kamiennego i brunatnego) o 41 proc. w porównaniu z lutym. W Danii ten wskaźnik wzrósł aż o 73 proc. Rzecz jasna, największą konsekwencją wojny jest dramat Ukrainy, zburzenie globalnego porządku i ryzyko rozlania się konfliktu na inne kraje, a może nawet na cały świat.

Na tle tych nieszczęść wspominanie o śladzie węglowym może wydać się małostkowe i groteskowe, ale takie nie jest.

Unijna polityka klimatyczna, u której podstaw leżała chciwość i chęć gospodarczej dominacji najsilniejszych państw, stała się nie tylko ofiarą, ale także jedną z przyczyn wojny. Niemcy przez dekady prowadzili interesy z Rosją w imię zasad: „Wandel durch Handel” oraz „Wandel durch Annäherung”, czyli „zmiana poprzez handel” i „zmiana poprzez zbliżenie”. Co z tego teraz zostało? „Wandel durch Blut”.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego