Na ukraińskim froncie poległ prestiż Niemiec i Francji

Jeśli Ukraina obroni swoją państwowość to wyjdzie z wojny silniejsza, wzmocniona braterstwem z Polską. Sojusz naszych państw może stworzyć w Europie wartość dodaną w polityce i gospodarce. Boją się tego Niemcy i Francja. To jeden z powodów, dla których wciąż ulgowo traktują Putina.

 

W 2009 roku George Friedman opublikował książkę „Następne sto lat – prognoza na XXI wiek”. Została przyjęta ze średnim entuzjazmem, a wielu recenzentów zarzuciło autorowi nadmierne fantazjowanie i niepotrzebne straszenie wojną. Przez niektórych Friedman został wykpiony za przewidywania, że Rosja zechce zbrojnie odbudować nie tylko ZSRR, ale nawet dawne carskie imperium.

Teraz się okazuje, że były to słowa prorocze.

Nie sprawdziła się tylko „techniczna” prognoza wojny. Friedman zapowiadał precyzyjne, wojskowe starcia z użyciem nowoczesnych technologii. Nawet jego bogata wyobraźnia nie ogarnęła prymitywizmu, bestialstwa i ludobójstwa Putina. W każdym razie amerykański politolog zapowiedział rozpad i załamanie Rosji, co rozpocznie całą serię gwałtownych i fundamentalnych zmian obejmujących cały świat.

Dla nas ta książka kończy się happy endem.

Friedman, jako zagorzały zwolennik amerykańskiej dominacji mógł ogłosić tylko jednego globalnego zwycięzcę, ale wymienia też trzech liderów regionalnych, którzy wyłonią się z tego chaosu, to Turcja, Japonia i Polska. Są też przegrani, a wśród nich Niemcy i Francja oraz cały układ polityczno-gospodarczych zależności, jakie wokół siebie zbudowali.

Na ile historia Europy i świata, która ruszyła w nowy, nieznany kurs, potoczy się zgodnie z przewidywaniami Friedmana?

Jest wielce prawdopodobne, że Ukraina mimo ogromnych i przerażających strat obroni swoją państwowość. Wyjdzie z tej wojny silniejsza, spojona narodowym, heroicznym zrywem i charyzmatyczny przywództwem prezydenta Zełenskiego. W tym dziele ukraińskiej przemiany wiele rzeczy będzie się działo w sferze symboli. W każdej wojnie najbardziej liczą się dwie sprawy. Obrona ojczyzny oraz zapewnienie bezpieczeństwa kobietom i dzieciom, kiedy mężczyźni walczą. O to drugie zadbała Polska. W tym dramacie, rozgrywanym na oczach całego świata, staliśmy się najważniejszym bohaterem drugiego planu.

Polacy udzielili innym narodom przyspieszonego kursu solidarności, odpowiedzialności i człowieczeństwa.

Ukraina nam tego nigdy nie zapomni, a świat nie może zlekceważyć. Polska pokazała na czym polega siła dobra i jest to przesłanie, którego potrzebuje nasza cywilizacja nie tylko od 24 lutego. Po wojnie Ukraina stanie się innym państwem. Zostanie odbudowana za pieniądze i według standardów wolnego świata, a żyrantem tego procesu będzie Polska. Nasze dwa kraje zacieśniając współpracę stworzą w Europie wartość dodaną w sferze polityki, gospodarki, a także idei.  Nowego znaczenia i formatu może też nabrać inicjatywa Trójmorza, do której chce przystąpić Ukraina.

Ta wojna ma swoich pozytywnych bohaterów i takich, którzy zawiedli.

Twarz i honor Unii Europejskiej uratowali premierzy Polski, Czech i Słowacji, którzy w imieniu całej wspólnoty pojechali do Kijowa, nie zważając na ryzyko takiej wyprawy. Dlaczego w tak ważną, dyplomatyczną i wizerunkową misję nie wybrali się unijni liderzy, za jakich się mają kanclerz Scholz i prezydent Macron? Odpowiedź narzuca się sama. Niemcy wciąż wierzą, że wrócą stare, „dobre” czasy interesów z Putinem i na wszelki wypadek osłabiają sankcje nałożone na Rosję. Podobną taktykę stosuje prezydent Francji. Przed fotoreporterami paraduje w stylizacji ala Zełenski, a potajemnie zachęca szefów francuskich korporacji, aby nie wycofywali się z rosyjskiego rynku. Gdyby politycy w Berlinie i Paryżu ze zrozumieniem przeczytali książkę Friedmana, może inaczej zinterpretowaliby historyczne sygnały. Unia Europejska, która może stać się także celem rosyjskiej agresji, potrzebuje silnych i odważnych liderów. Niemcy i Francja nie sprawdzają się w tej roli. Przez swoje kunktatorstwo oba kraje upadają moralnie, a to jest pierwszy krok do utraty politycznego, a później gospodarczego znaczenia.

Polskie wydanie książki „Następne sto lat – prognoza na XXI wiek” opatrzono podtytułem: mocarstwo nad Wisłą. Trzymamy za słowo.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego.