Polityka klimatyczna jest wciąż ważna, ale pojawiły się sprawy ważniejsze. Po 24 lutym nastały nowe czasy, w które Europa musi wejść silna, zwarta i gotowa na najgorsze. Ten gigantyczny proces mentalnej, politycznej i gospodarczej modernizacji trzeba zacząć od podstaw, od zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego.
W ostatnich latach Unia Europejska zamknęła się w ideologicznej bańce. Wmawiano nam, że jedynymi cywilizacyjnymi wyzwaniami są zawiedzione ambicje mniejszości seksualnych i ocieplenie klimatu. Sądzono, że wszyscy ludzie są mili, a jeśli nie – jak Władimir Putin – to wystarczy dać im pieniądze, aby nabrali dobrych manier. Ten świat iluzji runął w kilka dni.
Od 24 lutego żyjemy w nowej epoce, choć równie dobrze można powiedzieć, że wróciliśmy do starych czasów.
Znów najważniejsze jest bezpieczeństwo narodowe w podstawowym, dosłownym znaczeniu. Dla Unii Europejskiej oznacza to, że będzie musiała zrewidować społeczne przyzwyczajenia, polityczne maniery i gospodarcze priorytety. Z wielu powodów na pierwszy ogień zmian musi pójść Zielony Ład. Wszystko dotychczas kręciło się wokół polityki klimatycznej, ale teraz pojawił się inny priorytet, który nie zepchnie ekologii na margines, lecz na pewno odsunie ją na drugi plan. Poza tym energetyka jest dziedziną, która najbardziej odczuje skutki obecnego kryzysu geopolitycznego.
Bez względu na to, jak zakończy się wojna na Ukrainie chyba nikt już nie ma wątpliwości, że musimy się uniezależnić, a wręcz uwolnić od rosyjskich surowców.
– Unia Europejska musi tak szybko jak to tylko możliwe zmniejszyć zależność od rosyjskiej ropy i gazu. Płacimy bardzo wysokie rachunki na konto Putina, zaś te pieniądze są wykorzystywane następnie do finansowania agresji zbrojnej – mówił podczas konferencji prasowej szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Może to oznaczać, że nasz obszar gospodarczy nie kupi już od Rosji ani jednej tony węgla, baryłki ropy czy metra sześciennego gazu. Tę lukę energetyczną trzeba będzie czymś wypełnić. Jest to spore, ale nie jedyne wyzwanie. Ukraina, aby podnieść się z wojennych ruin będzie potrzebowała gigantycznej pomocy gospodarczej. Naturalnym zapleczem energetycznym dla rządu w Kijowie stanie się Polska. Nie powinniśmy tego traktować w kategoriach pomocy humanitarnej, ale perspektywicznej inwestycji.
Jeśli Ukraina dzięki polskiej energii szybko stanie na nogi, zyskamy dużego i oddanego partnera gospodarczego.
Popyt na energię wzrośnie także z innych powodów. Wojna wymusiła zmiany w unijnej polityce obronnej. Kanclerz Olaf Scholz, uchodzący dotychczas za „gołąbka pokoju”, zapowiedział ponad 100 mld euro na wzmocnienie niemieckiego potencjału militarnego. Mateusz Morawiecki myśli o tym w szerszej skali i zaproponował pół biliona na poziomie Unii Europejskiej. Brukselskie elity nie zawsze zgadzają się z polskim premierem, ale tutaj mogą przyznać mu rację, a nawet podbić stawkę. Awantura z Putinem pokazała, jak bardzo nasze bezpieczeństwo jest zależne od Stanów Zjednoczonych. Nawet przy największych sympatiach dla USA nadszedł czas, aby w ramach NATO wzmocnić europejskie zasoby wojskowe. Tak gigantyczne inwestycje w przemysł obronny oznaczają wzrost popytu na energię.
Trzecią i chyba najważniejszą sprawą jest stabilność energetyki kryzysowej.
Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie dopuszczał nawet myśli, że wojna może zapukać do naszych granic. Teraz już wiemy, że to zagrożenie jest realne. Złudne jest karmienie się nadziejami, że Putin albo jakiś inny szaleniec u władzy, nie odważy się zaatakować NATO. Musimy być na to gotowi. Jedną z rzeczy, która nie może zawieść w takiej sytuacji jest bezpieczeństwo energetyczne. Nie zapewnią nam tego odnawialne źródła energii, które się nie sprawdziły w czasach gospodarczego odbicia po pandemii.
Najszybciej zaczynają sobie z tego zdawać sprawę Niemcy.
Są w podwójnie złej sytuacji. Znaczną część energetyki planowali oprzeć na gazociągu Nord Stream. Na to konto zamknęli nawet w tym roku trzy sprawne elektrownie atomowe. Pod naciskiem światowej opinii publicznej rząd w Berlinie początkowo zapowiedział wstrzymanie certyfikacji Nord Stream 2, a teraz już całkiem otwarcie deklaruje możliwość rezygnacji z tej inwestycji. Kanclerz Olaf Scholz stwierdził publicznie, że odpowiedzialna, przyszłościowa polityka energetyczna ma decydujące znaczenie nie tylko dla gospodarki i środowiska, ale również dla bezpieczeństwa.
To zwrot o 180 stopni w dotychczasowej niemieckiej narracji, gdzie obowiązywała zasada „klimat über alles”.
Minister gospodarki Robert Habeck poszedł o krok dalej i zapowiedział, że w dobie wojny na Ukrainie i chęci zerwania z rosyjskim uzależnieniem energetycznym, dekarbonizacja może się wydłużyć, a ostateczne pożegnanie z węglem nastąpić później niż planowano. Sygnały płynące z Berlina mają zasadnicze znaczenie dla unijnej polityki i gospodarki. Być może to jest ten moment, kiedy należy podnieść postulat zawieszenia systemu ETS. Jeśli Europa i Polska mają zapewnić Ukrainie energetyczną solidarność to produkcji prądu nie można obarczać 60 procentowym haraczem.
W największym skrócie polski rynek energetyczny wygląda teraz tak: źródła odnawialne są niestabilne, gaz piekielnie drogi, a na atom musimy poczekać.
Na energetycznym placu boju pozostaje więc węgiel. Surowiec, który w dobie Zielonego Ładu miał być przekleństwem naszej gospodarki, teraz może stać się „czarnym koniem” nowej polityki energetycznej. Oczywiście, takie rzeczy nie dzieją się od razu. Na skutek presji Komisji Europejskiej polskie górnictwo znajduje się na ścieżce likwidacyjnej, co wyklucza na razie nowe inwestycje wydobywcze. Sytuacja jest jednak nadzwyczajna i dynamiczna. Skoro Niemcy otwarcie mówią, że być może ponownie uruchomią pozamykane „atomówki”, dlaczego w Polsce nie postawić postulatu sięgnięcia po węglowe rezerwy? Wiele kopalń ma nowoczesną infrastrukturę i wciąż bogate zasoby geologiczne. Niektóre, jak KWK Krupiński, zamknięto pochopnie i przedwcześnie. Te zasoby czekają na uruchomienie.
Potrzebna do tego jest tylko polityczna wola, której polskiemu rządowi nie brakuje i zgoda Brukseli.
Jeśli z polskiego górnictwa zostaną zdjęte restrykcje znajdą się pieniądze na nowe inwestycje, bo przez najbliższe lata popyt na węgiel będzie tylko rósł. Warunkiem przetrwania Unii Europejskiej jest przygotowanie nowego, energetycznego otwarcia. Wolnego od ideologii, opartego na racjonalnych rozwiązaniach, zapewniającego bezpieczeństwo krajom członkowskim. W tym pakiecie musi się znaleźć miejsce dla polskiego węgla.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego