Ślepe ambicje Komisji Europejskiej to prosty przepis na katastrofę

W Unii Europejskiej spada tempo rozwoju gospodarczego przy rosnącej inflacji. Jeśli dodać do tego kryzys energetyczny i szaleństwo Putina, trudno o gorszy moment na realizowanie tak ryzykownego i kosztownego projektu, jak Zielony Ład.

 

W 2021 r. PKB w Unii Europejskiej wzrósł o 5,3%. Tegoroczne prognozy są mniej optymistyczne. Komisja Europejska zapowiedziała, że PKB wzrośnie o 4 %, choć zaledwie trzy miesiące temu przewidywano 4,3%. Rośnie za to inflacja, a Polska wcale nie jest pod tym względem wyjątkiem. Na Słowacji wyniesie w tym roku 5,4%, a w Czechach w styczniu sięgnęła 9,9%.

Można zapytać, co powoduje tak wysokie ceny i spowolnienie wzrostu gospodarczego?

Komisja Europejska ma niezmienną odpowiedź: ceny energii. Trudno się z tym nie zgodzić. Bez niezawodnego i niedrogiego źródła energii gospodarka po prostu nie będzie działać. Eurokraci mylnie jednak diagnozują źródło problemu. Za obecne i przyszłe kryzysy obwiniają paliwa kopalne: gaz, węgiel i ropę. Natomiast nie widzą albo nie chcą dostrzec zamkniętych elektrowni jądrowych w Niemczech oraz niestabilnych, zależnych od kaprysów pogody  turbin wiatrowych i paneli słonecznych. To jest oczywista przyczyna naszych problemów z energią.

Pół biedy, gdyby eksperyment z energetyką odnawialną trwał w normalnych i stabilnych czasach.

Niestety, miło już było. Tkwimy w samym oku kryzysowego, wielofrontowego cyklonu. Musimy wciąż się liczyć ze skutkami pandemii, która zakłóciła łańcuchy dostaw i wprowadziła chaos w globalnych i kontynentalnych relacjach handlowych. I wreszcie rzecz najważniejsza, czyli geopolityka. Putin zachowuje się jak szaleniec, ale czy kryzys ukraiński można tłumaczyć tylko imperialistyczną polityką Kremla? Nie ma w tym winy unijnych elit? Zaniedbywanie polityki obronnej i uzależnianie się od rosyjskich surowców energetycznych stworzyło sposobność, którą Putin skrzętnie wykorzystał.

Z tej trudnej lekcji trzeba teraz wyciągnąć wnioski.

Dla unijnych polityków i strategów powinno być oczywiste, że obecne czasy to najgorszy moment na uruchamianie tak ryzykownych i kosztownych projektów, jak Zielony Ład. Dane gospodarcze publikowane przez Komisję Europejską oraz płynące z krajów członkowskich budzą niepokój i raczej nie zapowiadają szybkiego wyjścia z kryzysu. Inflacja producencka w Niemczech sięgnęła 25 proc. Takiej skali wzrostu cen nie było tam od 1949 roku. Jeśli takie rzeczy dzieją się w najsilniejszej gospodarce wspólnoty, to skutki muszą odbić się na wszystkich państwach członkowskich. Mimo tego Bruksela nie zamierza się zatrzymać w forsowaniu pakietu klimatycznego „Fit for 55”, który będzie miał kolosalny wpływ na europejski styl życia. To prawdziwy „zielony” Blitzkrieg. Komisja przedstawiła Europejski Zielony Ład w grudniu 2019 r., a już w lipcu 2021 r. zaproponowano kompleksowy pakiet legislacyjny „Fit for 55”, zawierający konkretne dyrektywy i rozporządzenia dla praktycznie wszystkich obszarów życia i gospodarki. To olbrzymia, bezprecedensowa kodyfikacja. Obecnie w Parlamencie Europejskim wprowadzane są dziesiątki tysięcy poprawek. Ten gigantyczny proces legislacyjny realizowany jest w ogromnym pośpiechu ze względu na różne cele polityczne, które należy jak najszybciej przyjąć. Nie ma mowy, aby te propozycje zostały dokładnie przestudiowane, skomentowane i sprawdzone.

Bruksela zmusza nas do sprintu choć dystans przypomina bieg na 3 kilometry z przeszkodami.

Unia Europejska wkrótce przyjmie prawodawstwo, które będzie miało bardzo głęboki wpływ na nasze życie. Szkoda, że jest to skok na głęboką wodę. Bruksela nie chce nam zapewnić czasu ani narzędzi, aby zbadać oddziaływanie „Fit for 55”. Ślepe ambicje Brukseli stają się dla Europejczyków pułapką i receptą na kontynentalną katastrofę. Im szybciej unijni liderzy zdadzą sobie z tego sprawę, tym większa będzie szansa na nasze przetrwanie.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego