Putin jest silny słabością Zachodu

Putin jest groźny i wyrachowany, ale Aleksandr Dugin uchodzący za głównego ideologa Kremla to niebezpieczny szaleniec. Rosjanie są zachwyceni jego imperialną wizją gdzie podbój Ukrainy to dopiero początek kontynentalnej ekspansji. Dugin, a być może i Putin, chcą tak przemeblować świat, aby Rosja stała się potęgą równą USA czy Chinom. W tym scenariuszu nie ma miejsca dla Polski. 

 

Każde duże przedsięwzięcie, a zwłaszcza wojna musi najpierw zostać poddane dogłębnej analizie pod kątem zysków i strat. Patrząc z tej nieco cynicznej perspektywy podbój Ukrainy jest dla Rosji planem bezsensownym i skrajnie nieopłacalnym. Po stronie zysków jest tylko pewność, że rząd w Kijowie zrezygnuje z aspiracji do NATO, co i tak jest wizją bardzo odległą i raczej mało prawdopodobną.

Bilans potencjalnych strat jest za to ogromny.

Ukraina łatwo się nie podda, a rosyjska opinia publiczna nie przejdzie obojętnie obok pociągów śmierci wiozących trumny z żołnierzami poległymi nad Dnieprem. Inną sprawą są koszty materialne. Na wojnę, a później długą okupację podbitych terenów stać tylko USA i może Chiny, ale na pewno nie Rosję, która jest poza pierwszą dziesiątką najbogatszych państw świata. I wreszcie skutki międzynarodowe. Trudno w tej chwili przewidzieć reakcję świata na rosyjską inwazję, ale Moskwa będzie musiała się liczyć z sankcjami gospodarczymi na niespotykaną dotychczas skalę. Bez dostępu do rynków, technologii i pieniędzy, Rosja jeszcze bardziej pogrąży się w biedzie i chaosie.

Putin, jako rasowy KGB-owiec, nie podejmuje nieprzemyślanych kroków. Uchodzi w świecie za bezczelnego cwaniaka, ale kierującego się logiką i wyrachowaniem.

Dlaczego więc chce zaatakować Ukrainę?

Na ten problem warto spojrzeć szerzej i głębiej niż bieżące analizy militarne, polityczne i gospodarcze, których codziennie dostarczają nam media. Być może hasło, że „Rosja to stan umysłu” jest nie tylko dowcipnym bon motem, ale najtrafniejszym opisem specyfiki tego kraju. Na rosyjskie umysły działa nie tylko Władimir Putin. Jednym z najbardziej wpływowych ideologów Kremla jest Aleksandr Dugin. Ten filozof i twórca koncepcji współczesnego, rosyjskiego imperializmu nosi długi zarost upodabniający go do Rasputina, słynnego mnicha z czasów Mikołaja II, ostatniego cara Rosji. Dugin twierdzi zresztą, że w brodzie kryje się tajemnica świętej Rusi.

W normalnym kraju uchodziłby za śmiesznego dziwaka i ekscentryka, lądującego czasami w sądzie za mowę nienawiści i naruszanie dóbr osobistych. W Rosji ma jednak status opiniotwórczego celebryty. Wielbą go tłumy, a polityczny i wojskowy establishment współczesnej Rosji od 15 lat wciela w życie jego chore plany. Książka Dugina „Podstawy geopolityki” została opublikowana przy wsparciu Wydziału Strategii Akademii Wojskowej Sztabu Generalnego Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej i otrzymała rekomendację, jako podręcznik dla kręgów podejmujących decyzje w najważniejszych sferach życia politycznego.

Ten współczesny Rasputin snuje plany, które budzą grozę.

Dugin nie postrzega Rosji w kategoriach normalnego państwa, lecz jako twór „sakralno-geograficzny”. Putin miałby w nim odegrać rolę współczesnego cara jednoczącego pod rosyjskim berłem kontynent euroazjatycki. To sen o nowym porządku świata, podzielonego między wpływy trzech równorzędnych mocarstw: USA, Chin i Rosji.

Jedną z najpilniejszych potrzeb geopolitycznych Rosji jest przywrócenie imperium. To nie tylko jedna z możliwych dróg rozwoju Rosji, ale konieczny warunek wstępny do istnienia niepodległego państwa na kontynencie(…) Długofalowy program Rosji zmierza w kierunku integracji kontynentalnej, utworzenia przestrzeni od Tokio do Azorów. Celem Moskwy jest rozwinięcie strategicznego wpływu na wschód, zachód i południe  – pisze Dugin.

Kremlowski ideolog zdaje sobie sprawę, że realizacja tych planów nie pójdzie łatwo, ale ma pomysł jak ułatwić zadanie Putinowi. W artykule „Wybawić Europę Zachodnią od Wschodniej” proponuje zagrać na rozbieżnościach między państwami Unii Europejskiej. Zaleca rosyjskim dyplomatom przekonywanie Niemiec i Francji, aby uwolniły się od amerykańskiej dominacji i skończyły współpracę z krajami Europy Środkowej i Wschodniej.

Obserwując obecną, polityczną aktywność, a raczej pasywność Niemiec trudno nie ulec wrażeniu, że niektóre marzenia kremlowskiego szaleńca właśnie się spełniają.

My, Rosjanie i Niemcy, rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem przy pomocy wywieranego przez nas nacisku maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii  – pisze Dugin, który jest zafascynowany Niemcami, a pakt Ribbentrop-Mołotow uznaje za wzór skutecznej dyplomacji. Wojna niemiecko-rosyjska z 1941 r. była – jego zdaniem – ogromną pomyłką i zaprzepaszczeniem szansy na zwycięstwo cywilizacji euroazjatyckiej nad Anglosasami.

Teraz ten „błąd” sprzed 80 lat być może chce naprawić Putin.

Według Dugina pierwszym etapem powinna być likwidacja państw buforowych między Rosją a Niemcami, ponieważ w nowym, światowym porządku nie ma miejsca na „małe, gniewne, nieodpowiedzialne narody”.

Na euroazjatyckim kontynencie dla Polski miejsca nie ma. […] Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej postaci. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki – dowodzi Dugin.

Na ile Putin chce zrealizować plany swojego szalonego mentora?

Na razie tego nie wiemy. Trudno jednak nie zauważyć, że lepsza okazja Putinowi już się nigdy nie nadarzy. Ameryką rządzi najsłabszy prezydent od wielu dekad. Gdyby w Białym Domu zasiadał polityk formatu Ronalda Reagana, to on wyznaczałby zasady gry i nie stawałby na baczność, kiedy zadzwoni telefon z Kremla. Nieprzygotowana na takie sytuacje jest też Unia Europejska. Przez lata lansowała pacyfizm, który – jak się teraz okazuje – jedynie maskował interesowność i zwykłe tchórzostwo. Niemcy nie chcą drażnić rosyjskiego „niedźwiedzia” z obawy, że im przykręci kurek z gazem. Z niektórych unijnych stolic dobiegają z kolei głosy, że to nie jest ich sprawa, bo Ukraina nie należy do NATO.

Putin, jak każdy dyktator, ma doskonałą intuicję do wyczuwania słabości u innych.

Taką cechą, przynajmniej na początku wojny, obdarzony był Hitler. Jego sztabowcy przestrzegali przed atakiem na Polskę, ponieważ w sukurs mogła przyjść Francja, a Niemcy nie były wtedy gotowe do walki na dwóch frontach. Hitler trafnie jednak przeczuwał, że Francuzi pozostaną w domach, bo nie chcą umierać za Gdańsk. Być może Putin kalkuluje podobnie i przekonuje do tego opinię publiczną w swoim kraju.

W rosyjskich mediach bryluje nie tylko Dugin.

Kilka dni temu w prokremlowskiej stacji Rossija 1 wyemitowano kolejny odcinek popularnego programu „60 minut”. Igor Korotczenko, ekspert do spraw wojskowości, stanął przed ekranem z mapą Europy Środkowej z zaznaczonym fragmentem Morza Bałtyckiego oraz terytoriami, m.in. Litwy, Łotwy, Estonii, Obwodu Kaliningradzkiego, Białorusi i Ukrainy. Była tam też Polska i przesmyk suwalski. Przypomnijmy, że chodzi o newralgiczny fragment naszej granicy z Litwą. W razie konfliktu, Rosja zajmując ten pas odetnie kraje bałtyckie od reszty NATO. Korotczenko, niczym telewizyjny piłkarski ekspert, przy pomocy strzałek i wskaźników relacjonował przebieg ewentualnego zajęcia tych ziem przez wojska rosyjskie. Putin zapewne przewiduje, że mało kto w Europie chce ginąć za Kijów. Stawka przesmyku suwalskiego jest jednak inna, bo to teren NATO.

Czy Putin planuje w taki sposób przetestować honor, wiarygodność i solidarność Sojuszu?

Widmo wojny, śmierci, chaosu i biedy jest dla społeczeństw Europy Zachodniej czymś przytłaczającym, niezrozumiałym i nie mieszczącym się w ich percepcji świata. Musi też budzić poczucie frustracji i wściekłości, nie tylko na Putina, ale także na własne elity polityczne. Jest to deprymująca sytuacja, że dyktator relatywnie biednego i zacofanego kraju może bezkarnie upokarzać państwa z awangardy globalnego postępu i rozwoju. Przecież gdybyśmy tylko chcieli, my – czyli Unia Europejska i NATO, moglibyśmy rzucić Putina na kolana gospodarczo i militarnie. Mamy wszystkiego więcej, niż Rosja – ludzi, pieniędzy, broni  i nowoczesnych technologii. Brakuje nam tylko jednego czynnika, który zawsze decyduje o zwycięstwie lub porażce.

Nie mamy dość odwagi.

Być może to się zmieni dzięki samemu Putinowi. Im bardziej straszy wszystkich wojną, tym szybciej regeneruje się nasz cywilizacyjny instynkt przetrwania.

Aleksandr Dugin tak pisze o dziejowej misji Rosji: „Gdzie my jesteśmy, tam jest centrum piekła. I tak naprawdę nie trzeba nam myśleć, czy nie nadejdzie koniec świata, musimy myśleć, jak tego dokonać.”

Były niemiecki admirał, Kay-Achim Schönbach przekonywał niedawno, że Putin zasługuje na szacunek. Nie, panie admirale! Tacy ludzie nie zasługują na szacunek.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego