„Postępowa” Europa rozpoczęła krucjatę także przeciwko Słowenii

Nieczęsto zdarza się, aby premierzy państw członkowskich Unii Europejskiej pokłócili się w mediach społecznościowych. Najczęściej widzimy ich uśmiechniętych podczas sesji zdjęciowych na czerwonym dywanie. Wszelkie starcia i walki toczą się za zamkniętymi drzwiami. Niedawna, twitterowa potyczka między premierem Słowenii Janezem Jansą a premierem Holandii Markiem Rutte wskazuje na dość głębszy problem w UE.

 

Premier Jansa odpowiedział na twitterze ostrym tonem na oskarżycielskie stanowisko europejskich Socjalistów i Demokratów. Krytykują go za to, że nie spotkał się osobiście z delegacją Parlamentu Europejskiego badającą praworządność i wolność prasy w państwach członkowskich UE. Gdy w imieniu delegacji wystąpił Rutte, Jansa odpowiedział mu, że sam się powinien zająć sprawą zabójstwa dziennikarza w Holandii. Afera była na tyle poważna, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel poprosił o wzajemny szacunek na twitterze. Od lat mówi się nam, że czarne owce w unijnej rodzinie to Polska i Węgry. Jest niekończąca się lista „grzechów” popełnianych przez te kraje. Nie trzeba być politycznym ekspertem żeby zobaczyć, jak stronniczy jest europejski mainstream. Dobrym przykładem są parlamentarne debaty plenarne, podczas których oba kraje są „grillowane” za sprawy, które najczęściej nie mają nic wspólnego z kompetencjami PE czy UE.

 

Co tak naprawdę dzieje się w Słowenii? Jansa to nowy Kaczyński czy Orban?

 

Przyjrzyjmy  się delegacji PE, która nawiedziła Słowenię. Trudno się dziwić, że na jej czele stoi Sophie in’t Veld, dobrze znana postać w europejskich kręgach „postępowych”. Wartości konserwatywne, suwerenność narodowa i chrześcijaństwo działają na nią jak płachta na byka – podobnie jak flagi Polski i Węgier. Wręcz się nie kryje ze swoją pseudodemokratyczną misją inkwizycyjną. Zadaniem delegacji jest jeżdżenie po krajach, spotykanie się z przedstawicielami rządu i „badanie” stanu rzeczy. Rzecz jasna, jej członków wspierają lokalne, lewicujące organizacje pozarządowe i dziennikarze. Następnie powstaje raport końcowy, oceniający sytuację w państwie członkowskim. Całe przedsięwzięcie jest jedną wielką farsą, mającą ułatwić realizację federalistycznej wizji superpaństwa ze stolicą w Brukseli.

W swojej arogancji przywódcy delegacji zachowują się jak feudalni panowie. Oczekują, że przywódcy narodowi będą kłaniać się im w pas i spełniać każde ich pragnienie. Premier Jansa odmówił. I słusznie. Dorabianie autorytarnych masek demokratycznie wybranym przywódcom i nazywanie legalnych rządów „reżimem” – to bardzo brudna taktyka. Premier Jansa nie dał się zmanipulować. Podobnie jak inni politycy, którzy znajdują się na czarnej liście postępowej lewicy.

 

Jesteśmy świadkami prawdziwej walki o duszę i przyszłość Unii Europejskiej.

 

Czy państwa narodowe powinny mieć jeszcze coś do powiedzenia? Mają prawo do obrony swojej tożsamości, dziedzictwa kulturowego oraz indywidualnych interesów politycznych? Nasi żarliwi postępowi przyjaciele powiedzieliby nam: zdecydowanie nie. Chcą widzieć w Brukseli hegemona stapiającego wszelkie różnice i interesy narodowe w jedno europejskie superpaństwo. Nie cenią naszego dziedzictwa, lokalnej i narodowej wyjątkowości. Dlatego niedawne orzeczenie polskiego trybunału konstytucyjnego to dla nich tak wielka sprawa.

 

W najbliższych tygodniach możemy spodziewać się kontynuacji krucjaty przeciwko Słowenii. Zapewne odbędzie się kolejna, bezsensowna debata plenarna w „ważnej” kwestii dotyczącej tego państwa.

 

Pojawia się coraz więcej głosów twierdzących, że federalizacja Unii Europejskiej to droga do politycznego piekła. Pozostaje poważne pytanie: czy będziemy świadkami prawdziwej demokratycznej debaty na ten temat, czy też samozwańczy obrońcy demokracji już ją zamknęli i ekskomunikowali każdego, kto nie stoi z nimi w szeregu? Jeśli zwycięży pierwsza opcja to możemy cieszyć się kolejnymi dekadami pokoju i dobrobytu. Jeśli wygra drugi wariant – europejski projekt zostanie zdradzony, a dziesięciolecia ciężkiej pracy i współpracy między państwami członkowskimi zmarnowane. Stawka jest wystarczająco wysoka dla każdego Europejczyka.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego