Niemcy wchodzą w nową, radykalną epokę

Nowy rząd w Niemczech utworzą zwycięscy socjaliści albo minimalnie przegrani chadecy. Jedni i drudzy do większościowej koalicji będą potrzebowali zielonych i liberałów. To nie jest dobra informacja dla Polski i całej Unii Europejskiej. 

 

Ostatnie wybory w Niemczech doczekają się zapewne setek fachowych analiz, choć niektóre sprawy stały się oczywiste z chwilą ogłoszenia pierwszych wyników exit poll. W Niemczech skończyła się polityczna epoka charakteryzująca się – przy wszystkich zastrzeżeniach – pewną przewidywalnością, racjonalnością i umiarem, zwłaszcza w relacjach z innymi państwami. Socjalistów i chadeków dzieli wiele, ale jedną cechę mają wspólną. Raczej nie starają się eskalować wewnątrzunijnych konfliktów. Oczywiście, nie wynika to z ich wyjątkowej wrażliwości, lecz czystej kalkulacji.

 

Niemcy są krajem, który najbardziej korzysta i zarabia na Unii Europejskiej, a pieniądze lubią spokój.

 

W ostatnich wyborach socjaliści zyskali, a chadecy stracili. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo poparcie dla obu partii oscyluje na poziomie 25 proc. Bez względu na to, kto utworzy gabinet, do rządzenia i tak potrzebuje koalicjantów. Do wzięcia są zieloni oraz liberałowie. I to oni są prawdziwymi wygranymi tych wyborów. Nie muszą robić nic. Wystarczy im czekanie i podbijanie stawki za swój udział w rządzie. Kto da więcej: socjaliści czy chadecy? Mogą upłynąć tygodnie, a nawet miesiące, zanim poznamy odpowiedź na to pytanie, choć dla Polski nie ma to większego znaczenia. Każde rozwiązanie z udziałem zielonych i liberałów w berlińskim rządzie jest mało korzystne dla nas i dla całej Unii Europejskiej.

Z pierwszych, powyborczych komentarzy wynika, że obie partie już widzą siebie w roli mniejszych koalicjantów i chcą się w rządzie trzymać razem. Przywódca liberalnej FDP Christian Lindner zapowiedział, że jego partia najpierw uzgodni z Zielonymi priorytety, a później razem wskażą pożądanego, dużego koalicjanta.

 

Socjaliści albo chadecy, jeśli chcą rządzić, nie będą mieli innego wyjścia, jak spełniać kaprysy mniejszych, ale roszczeniowych partnerów.

 

Lista życzeń zielonych i liberałów nie wróży niczego dobrego dla Europy. Die Grüne nie ukrywali w kampanii radykalnych i nierealistycznych propozycji. Wręcz przeciwnie. Podbijali konfrontacyjny bębenek i zaciekle atakowali każdego, kto miał umiarkowane podejście do Zielonego Ładu i polityki klimatycznej. Ich przedstawiciele w Parlamencie Europejskim są dobrze znani z tego, że reprezentują interesy skrajnych, klimatycznych radykałów. Jeśli będą współrządzić w Niemczech, ich postulaty mogą liczyć na priorytet nie tylko w Berlinie, ale też w Brukseli, bo życzenie najsilniejszego państwa członkowskiego jest dla Unii Europejskiej rozkazem. Polityka niemieckiej centroprawicy i lewicy zawsze pozostawiała spore pole do manewru. Liberałowie, a zwłaszcza Zieloni nie znają słowa kompromis.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.