Do gazociągu Nord Stream 2 dołączyła elektrownia atomowa w Ostrowcu na Białorusi, jako rosyjski arsenał do rozbijania jedności Unii Europejskiej. Dla nas jest to zagrożenie nie tylko polityczne, ale i fizyczne. W krótkim czasie w Ostrowcu doszło do dwóch poważnych awarii.
Elektrownię zbudowano tuż pod nosem Unii Europejskiej, zaledwie cztery kilometry od granicy z Litwą. To największy rosyjsko-białoruski projekt gospodarczy. Umowę podpisano dziesięć lat temu, a generalnym wykonawcą został koncern Rosatom. Elektrownię tworzą dwa reaktory typu WWER-1200, które zostały opracowane jeszcze w czasach ZSRR. Rosatom zapewnia, że spełniają najwyższe wymagania niezawodności i bezpieczeństwa. Tymczasem od momentu przyłączenia do sieci pierwszego bloku, w listopadzie ubiegłego roku, w Ostrowcu już dwa razy awaryjnie wyłączano reaktor.
Pamiętając o katastrofie w Czarnobylu nie możemy przejść obok takich informacji obojętnie i wierzyć w oficjalne zapewnienia, że to tylko drobne usterki techniczne.
Rozpoczęcie komercyjnej eksploatacji zaplanowano na wiosnę tego roku. Jest się czego obawiać. ENSREG (Zespół ds. Wzajemnej Weryfikacji Europejskiej Grupy Regulatorów Bezpieczeństwa Jądrowego) odwiedził białoruską elektrownię w 2018 r. i opublikował raport zawierający szereg zaleceń dotyczących bezpieczeństwa. Tylko ułamek z nich został wdrożony przed uruchomieniem obiektu.
Strach przed awarią i jej skutkami nie jest jedynym powodem, dla którego Unia Europejska obawia się tego projektu.
Drugą, równie poważną sprawą, jest polityczny kontekst tej inwestycji. Elektrownia w Ostrowcu jest projektem białorusko-rosyjskim co oznacza, że kluczowe decyzje zapadają na Kremlu. To kolejny geopolityczny instrument mający ułatwić Moskwie uzależnienie krajów Europy środkowo-wschodniej od rosyjskiej energii elektrycznej i podważenie europejskich projektów energetycznych na Bałtyku.
Warto sobie zadać pytanie, jaki jest rzeczywisty cel tej „atomówki”?
Energia wytwarzana w Ostrowcu będzie dwukrotnie droższa niż produkowana przez białoruskie instalacje gazowe. Może się również okazać, że ze względu na nadmiar mocy produkcyjnej elektrownia zostanie zmuszona do funkcjonowania w ograniczonym zakresie. Oficjalna deklaracja Mińska, że inwestycja zwróci się po 15 latach, jest nierealna. Łatwo rozszyfrować, jakie jest drugie dno tego przedsięwzięcia. Z powodu restrykcyjnej polityki klimatycznej i gwałtownego przechodzenia na odnawialne źródła energii można się spodziewać deficytów mocy w państwach Unii Europejskiej. Moskwa to widzi i czeka. Liczy, że kiedy Unia stanie przed widmem poważnego kryzysu energetycznego to przestanie blokować prąd z kontrowersyjnej białoruskiej instalacji. Rosja ruszy wtedy z „pomocą” i uzyska kolejną dźwignię do nacisków politycznych.
Elektrownia w Ostrowcu była jednym z tematów ostatniego, plenarnego posiedzenia Parlamentu Europejskiego.
Zabrałam głos w tej sprawie:
Jeśli mamy zaprotestować w sprawie elektrowni atomowej w Ostrowcu, to musimy dostrzec szerszy kontekst i wystąpić także przeciwko Nord Stream 2. To koń trojański, którego nie możemy zaakceptować. Wszyscy też wiemy, że w naszym gronie tylko jedno państwo jest w stanie przyblokować Nord Stream 2 i położyć tamę rosyjskim próbom dyskredytowania i rozbijania Unii Europejskiej.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.