Trwa czarna seria w europejskiej energetyce

Nie ma tygodnia, aby media nie doniosły o problemach z dostawami prądu w kolejnym, unijnym kraju. Tym razem energetyka odnawialna zawiodła w Szwecji. To spektakularna porażka, bo dotknęła ojczyzny Grety Thunberg, ikony światowego, ekologicznego radykalizmu.

 

W publicznej telewizji wezwano nawet Szwedów, aby powstrzymali się od włączania pożerających prąd… odkurzaczy. Znani z umiłowania do ładu i czystości mieszkańcy tego skandynawskiego kraju będą musieli aż do lata przyzwyczaić się do kurzu w mieszkaniach.

 

Brzmi to nawet zabawnie, ale śmieszne nie jest.

 

Zamiana odkurzacza na szczotkę nie jest wielkim wyrzeczeniem, ale można sobie wyobrazić znacznie poważniejsze skutki niedoborów energii. Szwedzi mają to na własne życzenie. Zdominowany przez socjaldemokratów i Zielonych rząd w Sztokholmie w latach 2019-2020 zamknął dwa reaktory atomowe. Nie przewidywano problemów, ponieważ Szwecja nawet sprzedaje nadwyżki prądu, wyprodukowanego przez Odnawialne Źródła Energii. Zapomniano jedynie, że to się dzieje tylko latem. Szwedzi bezkrytycznie uwierzyli w ocieplenie klimatu i uznali, że zim już nie będzie. Jak widać za oknem, było to błędne założenie. Szwedzi o włos uniknęli blackoutu. Awaryjnie uruchomili elektrownię na olej opałowy i kupili prąd  w Polsce, która – jak pogardliwie piszą tamtejsze media – produkuje brudną energię. Jak się okazało, lepsza „brudna”, niż żadna.

 

Szwedzki scenariusz był już kilkakrotnie przerabiany w tym sezonie.

 

8 stycznia doszło do ogromnych zakłóceń w zsynchronizowanej europejskiej sieci wysokiego napięcia. Awaria dotknęła wiele krajów, ale największe problemy miała Austria, którą uratował import prądu z elektrowni węglowych i atomowych w państwach ościennych. Dyrektor spółki Wien Energie, która jest największym austriackim dostawcą prądu wprost wskazał, że problemem jest zawodność energii odnawialnej. Jeszcze kilka lat temu jego firma notowała rocznie 15 interwencji stabilizujących sieć. Ostatnio musi to robić nawet 240 razy w roku.

 

Wcześniej, do podobnej sytuacji doszło w Hiszpanii, która mocno stawia na energetykę odnawialną.

 

Tamtejszy lewicowy rząd dał się zaskoczyć zimie, a kryzysu energetycznego na większą skalę uniknięto tylko dzięki rezerwom gazu ziemnego. Czarna seria rozpoczęła się pod koniec jesieni we Francji, która – podobnie jak Szwecja – wyłączyła sprawny jeszcze reaktor atomowy. Nałożyło się na to kilka bezwietrznych dni i przeciągające się remonty w innych elektrowniach jądrowych. W efekcie Francja musiała awaryjnie włączyć bloki węglowe, a minister klimatu postraszyła przedsiębiorców wymuszonymi postojami w produkcji.

 

Kiedy opublikowałam w mediach artykuł o zawodności energetyki odnawialnej, spadła na mnie fala krytyki, że mam czelność podnosić rękę na Zielony Ład.

 

Ile jeszcze  krajów musi otrzeć się o blackout, abyśmy zaczęli rzeczowo i racjonalnie rozmawiać o bezpieczeństwie energetycznym Unii Europejskiej?  Szwecja jest w najgorszej sytuacji. Musi się mierzyć z brakami prądu i jeszcze większym zagrożeniem, jakim jest gniew Grety Thunberg. Ta ikona światowego, ekologicznego radykalizmu w swoim ojczystym kraju traktowana jest jak bogini i znalazła się nawet na znaczkach pocztowych. Greta – jak każda nastolatka – bywa kapryśna i humorzasta. Ale są na nią sposoby. W ramach przeprosin  – jak zrobiła to Angela Merkel – trzeba ją zaprosić  na herbatę i ciasteczka.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.