W mediach ukazało się ostatnio kilka moich artykułów na temat zawodności Odnawialnych Źródeł Energii. Od razu pojawiły się publikacje polemiczne zarzucające mi stronniczość. Jeśli można tak nazwać obawy o bezpieczeństwo energetyczne Polski i troskę o los setek tysięcy rodzin na Śląsku, to owszem – jestem stronnicza. Do Was apeluję za to, abyście nie byli krótkowzroczni.
Polemiczną burzę wywołał zwłaszcza mój artykuł o serii awarii w europejskiej energetyce, która trwa od początku zimy, a główną przyczyną okazała się niewydolność energetyki odnawialnej. Jeden z portali uznał nawet, że takie poglądy mnie kompromitują.
Czy aby na pewno?
„… Zwiększona ekspansja energii odnawialnej, a tym samym niestabilna generacja energii wiatrowej i słonecznej, doprowadziła do coraz większych wahań w sieciach energetycznych. Ze względu na bezpieczeństwo dostaw Austria w coraz większym stopniu polega na elektrowniach jądrowych i węglowych będących w jej sąsiedztwie.” – to nie moja wypowiedź, ale cytat z austriackiej gazety „Der Standard”, zaniepokojonej destabilizacją sieci, do jakiej doszło w tym kraju na początku stycznia. Rząd w Wiedniu należy do najbardziej radykalnych, jeśli chodzi o transformację energetyczną w duchu Zielonego Ładu. Tamtejsze media zaczynają teraz dostrzegać w tym pułapkę.
W Polsce jest odwrotnie.
Nasz rząd należy do strażników racjonalności w debacie o unijnej polityce klimatycznej. Za to zdecydowana większość polskich dziennikarzy beztrosko i bezkrytycznie afirmuje „zieloną” rewolucję w energetyce. Do polemiki ze mną zaproszono ekspertkę Greenpeace, która przekonanie o skuteczności OZE oparła na tym, że… pogoda jest przewidywalna. Trudno zgodzić się z taką tezą patrząc na niedawny przykład Hiszpanii, która mocno stawia na energetykę odnawialną. Tamtejszy lewicowy i postępowy rząd dał się zaskoczyć zimie, a kryzysu energetycznego na większą skalę uniknięto tylko dzięki rezerwom gazu ziemnego.
O technologicznych słabościach transformacji energetycznej można debatować długo. Nie zapominajmy przy tym o jej społecznych konsekwencjach.
Dla wielu publicystów i polityków miarą klimatycznego postępu jest zadowolona mina Grety Thunberg. Nie dostrzegają, że ceną za uśmiech szwedzkiej nastolatki jest niepewny los setek tysięcy pracowników i ich rodzin, związanych z polską branżą wydobywczo-energetyczną. Oni nie są winni temu, że polityka klimatyczna Unii Europejskiej wymusza zamykanie kopalń i konwencjonalnych elektrowni. Jeszcze kilka lat temu nie było tak silnej presji na eliminowanie węgla z gospodarki. Tradycyjna energetyka mogła funkcjonować i dostosowywać się do norm środowiskowych narzucanych przez Brukselę. Gwałtowna radykalizacja kursu nastąpiła z ogłoszeniem Zielonego Ładu. Pół biedy, gdyby jego motorem była jakościowa i ilościowa rewolucja technologiczna. Tak się działo dotychczas w historii naszej cywilizacji. Postęp techniczny był bodźcem do rozwoju gospodarki, a za tym szły zmiany społeczne i polityczne.
Teraz ten cykl został odwrócony.
Zielony Ład zarządzili najsilniejsi, polityczni gracze Unii Europejskiej. W ślad za tym idą zmiany obyczajowo-społeczne, a dzięki strumieniowi pieniędzy modernizację ma przejść unijna gospodarka i jej flagowy okręt, czyli transformacja energetyczna. To nie rynek, ale polityczne decyzje wywołały agonię górnictwa, bo wyśrubowane restrykcje i zablokowanie dofinansowania wstrzymują wszelkie innowacje w tej branży. I na odwrót. Olbrzymie pieniądze pompowane są w energetykę odnawialną, a mimo tego mnożą się przykłady jej zawodności.
W życiu obowiązuje reguła: oczekuj najlepszego, ale szykuj się na gorsze. Jeśli chodzi o politykę klimatyczną Unia Europejska zapomniała o drugiej części tej zasady.
Żyjemy nadzieją, że jakoś to będzie, a wielki, „zielony” eksperyment gospodarczo-społeczny zakończy się sukcesem.
A jeżeli coś pójdzie nie tak? Likwidując energetykę opartą na węglu, a później na gazie i atomie, nie będziemy mieli nawet planu „B”. Jak dotąd, jedynym krajem, który szykuje dla siebie wyjście awaryjne są Niemcy. Wbrew protestom Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, rząd w Berlinie do spółki z Moskwą buduje gazociąg Nord – Stream 2, który jest energetyczną polisą ubezpieczeniową, gdyby zawiodła energetyka odnawialna.
Nie jestem przeciwnikiem OZE, ale zwolennikiem utrzymania, rozwijania i unowocześniania tradycyjnej energetyki, jako stabilizatora i gwaranta bezpieczeństwa. Nie mam nic przeciwko medialnym polemikom, ale do swoich adwersarzy mam prośbę: nie ulegajcie ideologicznej presji, odblokujcie się mentalnie i bądźcie otwarci na inne poglądy.
Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.