Jeszcze nie pora na pogrzeb polskiego górnictwa

Najwyższa pora abyśmy się pozbyli kompleksów, że z powodu górnictwa jesteśmy najsłabszym ogniwem unijnej polityki klimatycznej. Rzekoma słabość jest bowiem naszą siłą. Węgiel wciąż jest gwarancją ciągłości dostaw energii. Nie tylko w Polsce, ale także w krajach, które są w awangardzie Zielonego Ładu.

 

Górnicy nie obchodzą w tym roku hucznie Barbórki. Nie pozwala na to koronawirus. Z drugiej strony nie ma też specjalnego nastroju do świętowania. Bruksela coraz mocniej dokręca „zieloną” śrubę i obwinia paliwa kopalne za wszelkie negatywne zjawiska w przyrodzie. Mimo tego, spisywanie na straty polskiego górnictwa z kilku powodów jest mocno przedwczesne.

 

Po pierwsze – świat nie ucieka od węgla.

 

Organizacja Narodów Zjednoczonych opublikowała właśnie raport, który powinien podziałać trzeźwiąco na unijnych polityków. Wynika z niego, że pomimo ambitnych celów klimatycznych i ekologicznej propagandy największe gospodarki świata nie planują rezygnacji z paliw kopalnych. Co więcej, w czasie obecnego kryzysu przeznaczono na nie więcej środków, niż na energię odnawialną. Przypomnijmy, że w Porozumieniu Paryskim przyjęto cel, że globalna średnia temperatura nie może wzrosnąć więcej, niż o 1,5 stopnia. Aby to osiągnąć świat musiałby zmniejszać produkcję paliw kopalnych o około 6 proc. rocznie w latach 2020 – 2030. Tymczasem ONZ wskazuje na odwrotny trend. Produkcja paliw kopalnych będzie rosła o 2 proc. rocznie. Aby trzymać się limitów przyjętych w Paryżu, w latach 2020-2030 światowa podaż węgla, ropy i gazu musiałaby co roku spadać odpowiednio o 11%, 4% i 3%. Ale prognozy wskazują na średni roczny wzrost o 2% dla każdego paliwa.

 

– Przewidywane i planowane przez rządy poziomy produkcji węgla, ropy i gazu są niezgodne z celami Porozumienia Paryskiego w sprawie zmian klimatu – piszą wprost autorzy raportu.

 

Na potrzeby mediów i opinii publicznej w większości krajów obowiązuje poprawna politycznie narracja, ale za kulisami rządy robią swoje. Australia Zachodnia uruchomiła w Port Hedland centrum eksportu dedykowane sprzętowi i technologiom górniczym. Ma ono pełnić kluczowe znaczenie dla wspierania odbudowy gospodarki nadszarpniętej przez COVID-19. Z kolei Nigeria chce do 2023 roku dziesięciokrotnie zwiększyć udział górnictwa w narodowym PKB. Do 50 wzrośnie tam liczba kopalń, ponieważ nigeryjski rząd boi się uzależnić kraj od ropy naftowej. Reforma prawa górniczego szykuje się w Brazylii, która chce ułatwić pozyskiwanie finansowania dla projektów wydobywczych. O węglu absolutnie nie zamierza zapominać Pekin. Dzięki inwestycjom wspierającym rodzimy przemysł, a zwłaszcza górnictwo, Chiny już w połowie roku nadrobiły straty spowodowane koronawirusem i wychodzą na pierwszą pozycję w wyścigu o prymat w światowej gospodarce. Tą drogą idą Indie. W 2019 r. wyprodukowano tam 630 mln ton węgla. W tym roku, mimo pandemii wydobycie sięgnie 660 mln ton. Czy to oznacza, że świat zmierza do katastrofy? Zapewne nie. Rozdźwięk między ambitnymi planami a gospodarczą rzeczywistością oznacza jedynie, że marzenia o lepszym klimacie należy dostosować do technologicznych możliwości, a nie odwrotnie.

 

Po drugie – Zielony Ład okazuje się zawodny.

 

Unia Europejska zabrnęła za daleko w ekologicznej krucjacie, aby korygować teraz kurs i przyjmować do wiadomości globalne trendy. Zielony Ład już dawno przestał być projektem gospodarczym, a stał się ideologiczną busolą dla lewicowej, unijnej większości. Utrudnia to, a wręcz uniemożliwia racjonalną debatę na temat słabych stron polityki klimatycznej. Tymczasem pojawia się coraz więcej przesłanek, że transformacja energetyczna w zapowiadanym tempie i kształcie może zakończyć się klapą. Francuzi wciąż nie mogą otrząsnąć się z szoku po słowach ich minister transformacji ekologicznej Barbary Pompili, która ostrzegła, że w najbliższych miesiącach należy się spodziewać wyłączeń prądu. Wezwała nawet branże energochłonne do rozmów na temat tymczasowego wstrzymania produkcji. Jest to rzecz niebywała, aby druga gospodarka Unii Europejskiej nie mogła zapewnić dostaw energii choć zapowiada się łagodna zima. Francuzi mają to na własne życzenie. Pod presją ekologów wyłączyli sprawną jeszcze elektrownię atomową Fessenheim, a z powodu koronawirusa przeciągają się prace konserwacyjne w innych reaktorach. Nałożyło się na to kilka dni bezwietrznej pogody, która uziemiła energetykę odnawialna opartą na turbinach wiatrowych. W efekcie, kraj z samej awangardy Zielonego Ładu, musi awaryjnie korzystać z węglowych bloków energetycznych. To jest rozwiązanie doraźne. Nad Sekwaną ostatnie cztery elektrownie węglowe przestaną działać po 2022 roku. Co będzie potem, jeśli wrócą ostre zimy?

 

Innego rodzaju obawy mają Holendrzy. Północne prowincje Niderlandów chcą budować ekologiczne elektrownie wodorowe. Do ich powstania potrzeba jednak ogromnej ilości energii. Oblicza się, że do realizacji tego pomysłu krajowe zużycie prądu musiałoby wzrosnąć o 35%. Wymagałoby to podwojenia liczby farm wiatrowych na Morzu Północnym. Eksperci alarmują, że ten projekt jest zbyt ambitny i może zagrozić zrównoważonej transformacji energetycznej. Obawy budzą nie tylko ogromne koszty, ale także niepewność tej inwestycji. Jeśli budowa farm wiatrowych nie spełni ambicji związanych z czystym wodorem, Holendrzy będą zmuszeni pójść w ślady Francuzów i przeprosić się z paliwami kopalnymi. To tylko dwa przykłady, ale z wielu krajów płyną sygnały, że wyśrubowane obostrzenia klimatyczne mogą doprowadzić do obniżenia konkurencyjności i deregulacji narodowej gospodarki.

 

Po trzecie – najpierw człowiek, później klimat.

 

W Polsce górnictwo nie sprowadza się jedynie do wymiaru energetycznego i klimatycznego. Równie ważny, jeśli nie najważniejszy jest aspekt społeczny. Śląsk jest największym regionem górniczym w Europie, a Polska Grupa Górnicza największą spółką węglową w Unii Europejskiej. Bezpośrednio przy węglu w PGG pracuje ponad 40 tys. ludzi. Eksperci różnie liczą miejsca pracy generowane w branżach okołogórniczych. Przyjmując najostrożniejsze szacunki na jednego górnika przypadają dwa dodatkowe etaty. W sumie mamy ponad stutysięczną armię ludzi i setki firm dających pracę oraz odprowadzających podatki do państwa i samorządów. Niektóre powiaty są wręcz uzależnione od górnictwa. Gdyby z dnia na dzień zamknąć kopalnie bezrobocie w Rudzie Śląskiej wzrosłoby dziesięciokrotnie, do 30 proc., a w powiatach rybnickim i wodzisławskim na bruku mogłoby się znaleźć prawie 40 proc. aktywnych zawodowo osób. Takie są liczby wyjściowe do procesu transformacji energetycznej. Nagła, niezaplanowana i chaotyczna likwidacja górnictwa doprowadziłaby do katastrofy społecznej, na jaką nie może sobie pozwolić Śląsk i Polska.

Najwyższa pora, abyśmy się pozbyli kompleksów, że jesteśmy najsłabszym ogniwem w unijnym Zielonym Ładzie. Rzekoma słabość jest jednocześnie naszą siłą. Skuteczność polityki klimatycznej nie zależy przecież od niemieckich farm wiatrowych ani szwedzkich elektrowni wodnych. Miarą powodzenia tego eksperymentu jest modernizacja na Śląsku. Jeśli coś pójdzie nie tak z transformacją energetyczną naszego regionu, Bruksela okryje się wstydem, ponieważ Zielony Ład okaże się kolejnym, wielkim projektem Unii Europejskiej, który zakończył się fiaskiem.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.