Rzekoma praworządność i brukselskie realia

Jeśli wskutek rezolucji Parlamentu Europejskiego zostanie Polsce odebrana część środków, Polacy powinni wiedzieć, że zawdzięczają to Tuskowi i jego polskim partyjnym kolegom – to fragment wywiadu ze mną, jaki ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”.  Zachęcam do lektury całej rozmowy.

 

– Parlament Europejski negatywnie ocenił ustalenia Szczytu przywódców państw UE w sprawie unijnego budżetu. W uchwalonej rezolucji większość PE zażądała „konsekwencji” w sprawie  przestrzegania praworządności w państwach członkowskich. Jakie mogą być skutki tej decyzji?

– Warto doprecyzować, że lipcowa rezolucja nie jest wiążąca i nie pociąga żadnych skutków – oprócz politycznych. Liberalno-lewicowa większość w  Parlamencie Europejskim po prostu się obraziła, że praworządność – jej ulubiony „konik” – nie pojawiła się w twardych zapisach szczytu Rady Europejskiej. Wiążące decyzje zapadną podczas wrześniowej sesji europarlamentu, a do tego czasu wiele może się zdarzyć. Europosłowie nie funkcjonują w politycznej próżni. Wielu reprezentuje koalicje rządzące w ich krajach, a brukselski szczyt został przecież całkiem słusznie uznany za wielki sukces przywódców unijnych państw. Udało się doprowadzić do porozumienia, z którego wszyscy są zadowoleni. Pogodzono tak skrajne polityczne żywioły, jak premierzy Holandii i Węgier. I w ten skomplikowany mechanizm piasku chce teraz dosypać Parlament Europejski. W trudnej sytuacji znalazły się Niemcy, które sprawują prezydencję w Unii Europejskiej. Brukselski szczyt był osobistym i chyba ostatnim w karierze wielkim sukcesem kanclerz Angeli Merkel. Tymczasem europosłowie CDU stanowiący jej bezpośrednie zaplecze polityczne mają zastrzeżenia. Jestem przekonana, że w Berlinie i pozostałych unijnych stolicach toczą się teraz gorące dyskusje, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie wyobrażam sobie, że Parlament Europejski zniweczy z tak wielkim trudem wywalczony kompromis.

 

– Jak głosowały poszczególne frakcje w PE, zwłaszcza Europejska Partia Ludowa, której przewodniczącym jest Donald Tursk? Jak głosowali polscy europosłowie?  

– PiS był przeciw, a europosłowie PO, PSL i Lewicy głosowali za rezolucją. Wygląda na to, że opozycja tą haniebną decyzją chciała się zemścić za przegrane wybory prezydenckie. To do nich podobne. Kiedy nie potrafią wygrać honorowo w krajowych wyborach, przenoszą swoje wojenki na zagraniczne podwórka. Tym razem jednak przesadzili. Stawką w obecnych negocjacjach są olbrzymie pieniądze. Unijna solidarność jest sloganem łatwo przechodzącym przez gardło, ale brukselska rzeczywistość jest inna. Pogrążone w kryzysie kraje walczą, aby jak najwięcej środków zgarnąć dla siebie. Nawet średnio zorientowany obserwator unijnej sceny nie powinien mieć wątpliwości, że wiązanie wielkości przyznanych środków z przestrzeganiem tzw. praworządności jest jednym z patentów na to, jak odebrać pieniądze jednym i dać innym. Jeśli na wskutek rezolucji Parlamentu Europejskiego zostanie nam odebrana część środków, Polacy powinni wiedzieć, że zawdzięczają to Tuskowi i jego polskim, partyjnym kolegom. Trzeba nazywać sprawy po imieniu. Głosując za rezolucją, eurodeputowani „polskiej” opozycji działali w interesie innych państw.