Kiedy Frans Timmermans dostał tekę wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej odpowiedzialnego za wprowadzanie „Zielonego ładu”, pojawiły się zarzuty, że jest to nominacja polityczna, a nie merytoryczna. Te obawy były słuszne. Podczas spotkania z europosłami komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE), okazało się, że holenderski polityk niewiele wie o problemach transformacji energetycznej, a swoją niewiedzę nadrabia „zieloną” demagogią.
Treść i forma wypowiedzi wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej bardziej pasowały do uczestnika młodzieżowego strajku klimatycznego niż odpowiedzialnego polityka. Czy mogliśmy się jednak spodziewać czegoś innego? Po ubiegłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego Frans Timmermans celował w bardziej prestiżowe stanowisko. Marzył mu się fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej, ale wiele państw – w tym Polska – miała wątpliwości, czy potrafi on poskromić polityczny temperament w imię dobra całej wspólnoty. W poprzedniej kadencji, jako wiceprzewodniczący KE i komisarz odpowiedzialny za przestrzeganie praworządności, Timmermans pokazał oblicze człowieka nieprzejednanego, niezdolnego do kompromisów, mającego za nic suwerenne decyzje państw członkowskich. W nowym rozdaniu nie dostał teki przewodniczącego, ale w ramach nagrody pocieszenia powierzono mu nadzór nad największym projektem gospodarczym w historii Unii Europejskiej. Od razu pojawiły się obawy, że holenderski polityk na grunt „Zielonego ładu” przeniesie swoje praktyki z czasów, kiedy w imię przestrzegania praworządności usiłował stawiać na baczność rządy „nieprawomyślnych” krajów. Niestety, te nawyki zostały Fransowi Timmermansowi. Nadzorując politykę klimatyczną wszedł w swoje stare buty i nadal jego znakiem rozpoznawczym pozostaje słaba wiedza merytoryczna idąca w parze z ideologicznym zacietrzewieniem.
Posłowie z komisji ITRE oczekiwali rzeczowej dyskusji na konkretne tematy. Nie tylko oni, ale pół miliarda Europejczyków chce wiedzieć, jak poradzimy sobie z osiągnięciem neutralności klimatycznej, skoro nie mamy niezbędnych technologii i pieniędzy? Timmermans nie operował konkretami. Nie potrafił nawet rozstrzygnąć kwestii, czy mamy do czynienia z kryzysem klimatycznym. Jego komentarze na temat zaburzonych wzorców pogodowych brzmiały jak hasła z młodzieżowych demonstracji.
Brak konkretów, piętrzące się wątpliwości technologiczne, niejasne perspektywy finansowe, budzą coraz większe obawy nie tylko europosłów, ale także ekspertów.
– W europejskim „Zielonym ładzie” brakuje definicji neutralności klimatycznej. Uzyskanie neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla będzie trudne do osiągnięcia w dającej się przewidzieć przyszłości, ponieważ istnieje wiele sektorów, dla których nie mamy jeszcze takich rozwiązań – jak choćby lotnictwo. Prawdopodobnie nie dałoby się wyprodukować wystarczającej ilości biopaliw lub paliw syntetycznych, aby zaopatrzyć cały sektor. Nawet, jeśli byłoby to możliwe, produkcja biopaliw nie jest neutralna dla klimatu. To samo dotyczy budownictwa, które w całej Unii Europejskiej musiałoby być neutralne dla klimatu – bo co to właściwie oznacza? Budowane obecnie budynki nie są neutralne dla klimatu, ponieważ wykorzystują gaz ziemny lub ogrzewanie miejskie. Cel neutralności klimatycznej jest tak skomplikowany, że nie widzę żadnej technologii, która mogłaby sprostać temu wyzwaniu.
Czy to opinia zaciekłego przeciwnika Fransa Timmermansa? Nie. To fragment wywiadu, jakiego Eric Heymann, analityk Deutsche Bank Research do spraw przemysłu, polityki klimatycznej i transportu udzielił portalowi BiznesAlert.pl.
Trudno niemieckiego bankowca posądzać o celowe próby dyskredytowania unijnej polityki klimatycznej. To kolejny głos fachowca domagającego się konkretów w sprawie „Zielonego ładu”.
W Parlamencie Europejskim często, z wielu politycznych stron słyszy się wezwania o natychmiastową dekarbonizację przemysłu. Jest moda na takie apele, ale to wciąż są puste słowa. Wystarczy zapytać ekspertów branży energetycznej, czy jest sposób na szybkie pozbycie się paliw kopalnych z gospodarki? Odpowiedź zawsze brzmi tak samo: takich technologii jeszcze nie ma.
Przyciskany przez europosłów pytaniami, Frans Timmermans zaczął opowiadać o większych środkach na badania i rozwój, o wsparciu dla programu „Horyzont 2020” i przekwalifikowaniu istniejących technologii. Wystąpienie dowiodło, że nie stracił on zdolności retorycznych, ale jego wiedza fachowa w tym zakresie jest – delikatnie mówiąc – więcej, niż skromna.
Kluczowym pojęciem dla polityki klimatycznej jest „ocena wpływu”. Podczas spotkania w komisji ITRE to hasło pojawiło się wiele razy. Mówiąc prościej, europosłowie pytali: ile kosztuje transformacja energetyczna i kto za nią zapłaci? Wiceprzewodniczący Timmermans nie zaspokoił ich ciekawości.
Póki co, „Zielony ład” wciąż jest tylko projektem politycznym bez solidnych, gospodarczych fundamentów.
Oznacza to, że w nadchodzących dziesięcioleciach europejski sektor energetyczny będzie ulegał ogromnym zmianom bez gwarancji ich powodzenia. Straci na tym najbardziej Polska, jako kraj w największym stopniu uzależniony od tradycyjnych surowców. Jedyne źródło finansowania „Zielonego ładu”, czyli Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, dla Polski przewiduje 2 mld euro do 2027 roku, tymczasem koszt transformacji energetycznej w najbliższych latach może sięgnąć w naszym kraju 240 mld euro. Jak rozwiązać tę matematyczno-ekonomiczną zagadkę? Od Fransa Timmermansa raczej się tego nie dowiemy.
Izabela Kloc,
poseł Parlamentu Europejskiego,
członek Komisji Przemysłu,
Badań Naukowych i Energii.