W zlaicyzowanym Parlamencie Europejskim takie debaty należą do rzadkości, ale będzie ich coraz więcej, bo nie wolno dopuścić do upadku wartości, na których zbudowana została nasza cywilizacja. Konferencja „Tradycyjne europejskie wartości rodzinne”, zorganizowana przez europosła Andreja Slabakova z Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, była głosem za aktywną, unijną polityką społeczną, która wzmocni małżeństwo i rodzinę.
Kiedy 31 lat temu upadł mur berliński ostatecznie grzebiąc w swoich gruzach komunizm, Francis Fukuyama opublikował słynny esej o końcu historii. Uznał, że skoro nastąpił kres konfliktów między wielkimi systemami politycznymi, wszystkie społeczeństwa od tej pory zaczną żyć w szczęściu i zgodzie. Jakże się pomylił ten znakomity, amerykański politolog. Po upadku komunizmu historia się nie skończyła, lecz nabrała tempa, a ostatnio wręcz mknie z zawrotną prędkością wchodząc w kolejne niebezpieczne wiraże. Teraz też jesteśmy na zakręcie. Nie jest to – jak chcą niektórzy – polityczne przesilenie ani chwilowy brak zgody wśród unijnych liderów. Kryzys ma znacznie szerszy i głębszy wymiar, bo dotyczy wartości, na których zbudowana została Unia Europejska.
Konferencja zorganizowana przez bułgarskiego deputowanego z EKR dała jasną odpowiedź, dlaczego należy wzmocnić małżeństwo i rodzinę. I nie chodzi o to, aby utworzyć kolejny, jeden z setek albo tysięcy projektów finansowanych z unijnej kasy. Gra toczy się o coś poważniejszego, niż pieniądze. Nasza cywilizacja oparta jest na dwóch wspólnotach: rodzinie i narodzie. Dzięki nim przetrwaliśmy najczarniejsze chwile w naszych dziejach. Dziś, rodzina i naród stoją przed kolejną próbą. Obie te fundamentalne, kulturowe wspólnoty zostały zaatakowane w sposób skoordynowany i na niespotykaną od dawna skalę. Obecna polityka Unii Europejskiej coraz bardziej odchodzi od jedności rozumianej – jak chcieli jej założyciele – jako wspólnota narodów. Przez ostatnie lata administracyjne struktury Unii Europejskiej przypisują sobie coraz więcej kompetencji i uprawnień kontrolnych. Powstaje superpaństwo z superrządem w Brukseli. Ten centralistyczny trend nabiera rozpędu. W konsekwencji może on doprowadzić nie do scementowania, lecz rozpadu wspólnoty. Zwolennicy scentralizowanego państwa, którzy – póki co – mają większość w Brukseli, za cel ataku obrali chrześcijański system wartości. Służy temu, m.in. administracyjne zacieranie różnic między płciami, promocja mniejszości seksualnych, deprecjonowanie roli rodziny na rzecz wychowania dzieci przez państwo. Podobnie, jak w przypadku imigracji czy polityki klimatycznej, kto ośmiela się przeciwko temu protestować ten dostaje łatkę nienowoczesnego, antydemokratycznego i – najcięższy zarzut – depczącego unijne wartości.
Najbardziej jaskrawym przykładem tego trendu jest Francja. Zaczęło się niewinnie. Na przykład, w najbardziej „postępowych” sklepach z zabawkami wycofano lalki i żołnierzyki, aby nie narzucać dzieciom identyfikacji płciowej. Początkowo traktowano to jako postępową fanaberię, ale nikt nie protestował, aby nie narazić się na dyskryminacyjne zarzuty. Teraz nikomu nie jest do śmiechu, kiedy Francja przymierza się do udostępnienia zapłodnienia in vitro dla par lesbijskich. Walka o fałszywie pojętą równość i tolerancję, wchodzi na poziom zaawansowanej inżynierii społecznej. Nic dziwnego, że mieszkańcy Paryża i innych miast masowo zaprotestowali, aby zablokować wprowadzenie tego prawa. Zresztą już sześć lat temu, ulicami stolicy Francji przeszło milion osób, demonstrujących przeciwko postępującej laicyzacji państwa. Skoro nad Sekwaną dostrzeżono niebezpieczeństwo w tempie i kierunku zmian, jakich jesteśmy świadkami, to najlepszy znak, że cała Europa otwiera oczy. Nie da się tak łatwo wymazać europejskiego kodu kulturowego, który powstał na chrześcijaństwie i wszystkim, co się z tym wiąże: rodzinie, poczuciu wspólnoty, etosie pracy, odpowiedzialności za siebie i innych.
Jakiego oręża możemy użyć w obronie tych wartości?
Stoyan Berbotov, współorganizator konferencji zawarł odpowiedź w jednym, krótkim zdaniu: miłość to przezwyciężanie egoizmów. W tym jest wszystko. Znajdziemy tu receptę na uzdrowienie sytuacji społecznej i wszelkie kryzysy trapiące Unię Europejskiej. Kilkadziesiąt lat wcześniej w podobnym duchu mówił Robert Schuman, jeden z założycieli Unii Europejskiej. Wyznaczył pięć wartości, które stały się moralną kotwicę dla tworzącej się wspólnoty: chrześcijaństwo, wolność, solidarność, różnorodność, patriotyzm. Im dalej odchodzimy od tego ideowego kanonu, tym gorzej dzieje się w Unii Europejskiej. Najwyższa pora, aby to naprawić i zacząć od spraw podstawowych, czyli wsparcia dla tradycyjnej rodziny.
Izabela Kloc,
poseł Parlamentu Europejskiego,
członek Komisji Przemysłu,
Badań Naukowych i Energii