W imię zielonej rewolucji wielu europosłów natychmiast chciałoby wyeliminować węgiel z gospodarki. Teraz idą krok dalej, bo zaczął im przeszkadzać także gaz. Kiedy ostrzegłam, że blokowanie unijnych inwestycji gazowych wpisuje się w rosyjskie plany wobec Europy, część deputowanych zareagowała bardzo nerwowo. Zabolała ich prawda?
Ostatnie posiedzenie Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) dotyczyło czwartej listy Projektów Wspólnego Interesu Unii Europejskiej (PCI). Dla energetycznego bezpieczeństwa Polski jest to temat kluczowy. PCI powstaje co dwa lata. Projekty wpisane na tę listę mogą liczyć na przyspieszoną ścieżkę pozwoleń i lepsze regulacje. To także wstępny warunek do ubiegania się o unijne dofinansowanie. Ostatnia lista powstała w listopadzie 2017 roku. Znalazły się na niej, m.in. połączenia gazowe Polski ze Słowacją, Czechami i Litwą, gazociąg Baltic Pipe oraz rozbudowa terminalu LNG w Świnoujściu. Obecnie trwają konsultacje czwartej listy PCI. Polska jest zadowolona z tych uzgodnień, ponieważ udało się tam zamieścić kolejne inwestycje, jak choćby pływający terminal regazyfikacyjny w Gdańsku, który ma ruszyć za pięć lat. Brzmi to dobrze i optymistycznie, ale do tych planów trzeba jeszcze przekonać europosłów, a z tym nie będzie łatwo. Obecny Parlament Europejski jest bardziej „zielony” niż poprzedni. Niektóre grupy domagające się natychmiastowej rezygnacji z węgla w gospodarce teraz do listy „zakazanych” surowców chcą dopisać też gaz.
Oto fragment mojego wystąpienia, które wzbudziło wyjątkową nerwowość po „zielonej” stronie sali:
„W obecnej sytuacji, gdy nowe polityki ekologiczne wywierają ogromną presję na gospodarki krajowe, dla państw takich jak Polska gaz jest jedyną alternatywą na nadchodzące lata. Nie ma wątpliwości, że posłowie o skrajnych poglądach na temat neutralności dwutlenku węgla będą próbowali wykluczyć gaz z listy projektów będących przedmiotem wspólnego zainteresowania. Mogą się oni zaślepiać marzeniami, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy i liczyć się z realiami ludzi, którzy mieszkają w takich regionach jak Śląsk. Utrzymanie gazu na liście projektów musi być naszym priorytetem. W przeciwnym razie służymy bardziej biznesom nowych przedsiębiorstw ekologicznych niż ludziom, których tu reprezentujemy. To jest nieuczciwe, niesprawiedliwe, antyspołeczne i nie bierze pod uwagę bezpieczeństwa energetycznego. To nie ma nic wspólnego z rozwojem zrównoważonym. Naraża nas na utratę niezależności energetycznej i wpycha w objęcia Rosji”.
Na dobrą sprawę nie ma w tych słowach niczego odkrywczego. O kluczowej i strategicznej roli gazu ziemnego w transformacji energetycznej przekonywała sama Ursula van der Layen, nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej, w liście do Kadri Simson, komisarz do spraw energii. Także obecny na posiedzeniu komisji ITRE przedstawiciel Komisji Europejskiej, wicedyrektor generalny z resortu energii Klaus-Dieter Borchardt w odpowiedzi na pytania posłów dwukrotnie przyznał mi rację. Podkreślił, że obecność na liście projektów gazowych wynika z konieczności zapewnienia Europie bezpieczeństwa energetycznego, a do tego niezbędna jest polityka dywersyfikacji dostawców. Dodał też, że w najbliższej przyszłości Europa nadal będzie potrzebowała gazu naturalnego, zaś dla szeregu państw członkowskich jest on jedynym możliwym środkiem stopniowego zastępowania węgla.
Transformacja energetyczna i odchodzenie od węgla jest procesem rozpisanym na dziesięciolecia. Błyskawiczna dekarbonizacja, jak chce tego część europosłów, grozi katastrofą gospodarczą i społeczną wielu państw członkowskich, w tym Polski. Taki scenariusz byłby wstępem do rozpadu Unii Europejskiej. W tym kontekście zwiększanie roli gazu w koszykach energetycznych nie jest przeszkodą, lecz warunkiem skutecznej walki ze zmianami klimatu. Nie można też zapominać, że większość gazowych projektów z listy PCI to kluczowe inwestycje zapewniające wielu państwom wspólnoty bezpieczeństwo energetyczne. Jeśli tego nie zagwarantujemy, otworzymy się na polityczne i gospodarcze wpływy Rosji. Wielu europosłów, zasiadających w komisji ITRE, nie potrafi albo nie chce tego pojąć. Głoszone przez nich „argumenty” brzmią jak emocjonalne i oderwane od rzeczywistości hasła licealistów strajkujących w obronie klimatu. Trudno jednak posądzać doświadczonych polityków o naiwność. Przeprofilowanie unijnej gospodarki na zielone tory zapowiada się jako największa inwestycja w historii wspólnoty. Ktoś zarobi na tym ogromne pieniądze, a wielu europosłów – świadomie bądź nie – odgrywa rolę politycznych żyrantów tego biznesu stulecia.
Debata w komisji ITRE pokazała, że istnieje realne niebezpieczeństwo zablokowania PCI przez Parlament Europejski. Jeżeli poprzednia, trzecia lista projektów skupiła krytykę tylko grupy Zielonych, to w tym roku obecność projektów gazowych jako „sprzecznych z polityką klimatyczną UE” była podnoszona również przez socjalistów, liberałów i skrajną lewicę.
Pokazuje to, że tworzący się obecnie negatywny, polityczny klimat może zmniejszyć szanse wykorzystania unijnych funduszy do rozwoju infrastruktury gazowej w Polsce. Naszą pozycję negocjacyjną wzmocniłoby jednolite stanowisko krajowej reprezentacji w Parlamencie Europejskim, jak też i ponadgrupowe porozumienie posłów z Europy Środkowo-Wschodniej, z państw, które mają podobny do Polski punkt startowy jeżeli chodzi o transformację energetyczną.