Kończy się era konsumenckiego kolonializmu

Należy się cieszyć, że Parlament Europejski chce ukrócić proceder podwójnych standardów żywności dla krajów „starej” i „nowej” Unii. Można jedynie zapytać, dlaczego to tak długo trwało? Polska razem z Grupą Wyszehradzką od lat walczy o konsumencką równość w Unii Europejskiej.

 

Przez lata Unia Europejska tolerowała kolonialną strategię handlową wielkich koncernów wobec nowych krajów członkowskich. Jak to wyglądało w praktyce? Rumunia zleciła przeprowadzenie badań porównawczych szerokiego koszyka produktów spożywczych. Okazało się, że 9 z 29 testowanych towarów tej samej marki różni się jakością w zależności od rynku, na jaki miały trafić. Do sklepów w Belgii, Niemczech i Holandii kierowano lepsze produkty, a do Rumunii gorsze.

 

Podobne badania przeprowadzono w innych krajach. I tak okazało się, że węgierskie wafelki są mniej chrupkie niż austriackie. Sprzedawane na Słowacji paluszki rybne zawierały mniej ryby niż ich zagraniczne wersje. W chorwackiej wersji chipsów ziemniaczanych w ogóle nie było… ziemniaków, choć występowały w niemieckim odpowiedniku. W zależności od tego, czy produkty trafiały na rynki „starej” czy „nowej” Unii, w istotny sposób różniła się wartość kaloryczna ryb w puszce, pasztetu z wątróbek czy wyrobów z wieprzowiny. Szerokim echem odbiła się sprawa niemieckiej spółki HiPP, potentata na rynku żywności dla dzieci. Sprzedawany przez nią w Chorwacji bio-ryż z marchewką i indykiem, nie dość, że był gorszej jakości niż ten sam produkt sprzedawany w Niemczech, to jeszcze kosztował dwa razy drożej. Olej palmowy zamiast masła, większa zawartość cukru czy mniejsza ilość produktu w takim samym opakowaniu – to nagminne praktyki znane także z polskich sklepów.

 

Producenci tłumaczą się w dosyć naiwny sposób. Uzasadniają różnice w składzie specyfiką poszczególnych rynków i przyzwyczajeniami klientów. Jest to oczywiste mydlenie oczu. W walce o konsumencką równość, jaką Polska prowadzi od 2016 roku, nigdy nie chodziło o smak, lecz o jakość produktów i walory odżywcze.

 

Jeżeli ktoś szuka przykładów na Unię Europejską dwóch prędkości, może je znaleźć właśnie na naszych stołach. Wypieszczone latami dobrobytu podniebienia zachodnich konsumentów nie tolerują sztucznie „podrasowanych” produktów, które u nas – zdaniem producentów – mają uchodzić za rarytasy. Ta praktyka powoli dobiega końca. Zgodnie z decyzją Parlamentu Europejskiego towary sprzedawane pod tą samą marką i w tym samym opakowaniu muszą mieć jednakowy skład. Po raz pierwszy w unijnych regulacjach wskazano, że nie będzie tolerancji dla podwójnej jakości produktów. W Parlamencie Europejskim bardzo rzadko deputowani mówią jednym głosem, ale tym razem byli w miarę zgodni. „Za” podniosły rękę 474 osoby przy 163 głosach sprzeciwu i 14 wstrzymujących się. Prawo i Sprawiedliwość opowiedziało się za nowymi przepisami. Zdania w klubach Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego były podzielone, ale większość zagłosowała przeciw regulacjom prowadzącym do zniesienia podwójnych standardów żywności. Jest to – delikatnie mówiąc – zaskakująca decyzja. Ustawa nawet jeśli nie jest doskonała, stanowi ważny krok we właściwym kierunku. Polska chce Europy równych szans i możliwości, a nowe przepisy wychodzą temu na przeciw.