Jak trwoga to do… węgla

Wystarczyło kilka dni bezwietrznej pogody i wycofanie z eksploatacji starej elektrowni atomowej, aby Francja musiała wznowić produkcję prądu z węgla. Niewiele trzeba, aby udowodnić zawodność odnawialnych źródeł energii, ale Bruksela jest głucha i ślepa na takie argumenty.

 

Pogoda nie daje nam się ostatnio we znaki. Na przełomie września i października nad Europę nadciągnął przyjazny wyż, niosący wysokie temperatury i słabe wiatry. Niby nic takiego, ale nad Sekwaną drastycznie spadła wydajność energetyki odnawialnej. Turbiny wiatrowe pokryły zaledwie 2 proc. francuskiego zapotrzebowania na prąd. Nałożył się na to efekt zamknięcia pod koniec czerwca elektrowni atomowej Fessenheim. Przestój farm wiatrowych plus zmniejszenie liczby czynnych reaktorów jądrowych spowodowały nieoczekiwane problemy energetyczne we Francji. Kraj, który jest w awangardzie Zielonego Ładu, musiał przeprosić się z węglem i wznowić produkcję prądu w tradycyjnych elektrowniach. Ta informacja nie przebiła się do opinii publicznej w Unii Europejskiej, choć powinna wybrzmieć głośno niczym sygnał alarmowy. Niestety, na brukselskich salonach i w spolegliwych mediach zawodność odnawialnych źródeł energii stała się tematem tabu. Obowiązuje radosna wykładnia, że Unia Europejska zawsze ma rację i musi dać przykład pogrążonej w nieświadomości reszcie świata.

 

To najgorszy moment na prężenie zielonych muskułów.

 

Powraca koronawirus. Jeszcze nie wyszliśmy z pierwszego kryzysu, a już nadciąga kolejny. Kluczem do przetrwania gospodarki będzie dostęp do taniej i niezawodnej energii. Poza Unią Europejską zdaje sobie z tego sprawę cały świat. Rząd Australii Zachodniej we wrześniu uruchomił w Port Hedland centrum eksportu dedykowane sprzętowi i technologiom górniczym. Ma ono pełnić kluczowe znaczenie dla wspierania odbudowy gospodarki nadszarpniętej przez COVID-19. Z kolei Nigeria chce do 2023 roku dziesięciokrotnie zwiększyć udział górnictwa w narodowym PKB. Do 50 wzrośnie tam liczba kopalń. Nigeryjski rząd boi się uzależnić kraj od ropy naftowej, a węgiel pozwoli zdywersyfikować źródła energii. Reforma prawa górniczego szykuje się także w Brazylii, która chce ułatwić pozyskiwanie finansowania dla projektów wydobywczych. O węglu absolutnie nie zamierza zapominać Pekin. Dzięki inwestycjom wspierającym rodzimy przemysł, a zwłaszcza górnictwo, Chiny już w drugim kwartale tego roku nadrobiły straty spowodowane koronawirusem i wychodzą na pierwszą pozycję w wyścigu o prymat w światowej gospodarce. Tą drogą idą Indie. Kraj ostatnio ogłosił rozwój energetyki konwencjonalnej. W 2019 r. Indie wyprodukowały 630 mln ton węgla. W tym roku, mimo pandemii wydobycie sięgnie 660 mln ton.

 

Unia Europejska chętnie sygnalizuje „cywilizacyjną” wyższość wobec tych krajów, ale jest za nimi daleko w tyle jeśli chodzi o gospodarczy rozsądek i troskę o zrównoważony rozwój.

 

Największy problem, który odbiera wiarygodność działaniom Brukseli, polega na tym, że w walce o klimat nie ma światowej solidarności. Wrogiem, a raczej „chłopcem do bicia” stało się polskie górnictwo, choć stanowi 1 proc. światowego wydobycia. Unia Europejska nie mając rzeczowych argumentów ani politycznej siły udaje, że nie ma pozostałych 99 proc. Zaostrzając cele klimatyczne – jak choćby ostatni postulat Parlamentu Europejskiego podniesienia redukcji CO2 do 2030 r . z 40 do 60 proc. – strzelamy sobie w kolano. Ocieplanie ziemi nie wyhamuje, a jedynym namacalnym efektem tej krucjaty będzie drastyczne obniżenie konkurencyjności europejskiej gospodarki. Niedawna destabilizacja na rynku energii we Francji została wywołana błahymi problemami.

 

Aż strach pomyśleć co się będzie działo, kiedy dojdzie do poważniejszych awarii, długotrwałych anomalii pogodowych, światowych kryzysów albo – nie daj Boże – konfliktów zbrojnych.

 

Według większości definicji zrównoważony rozwój opiera się na trzech filarach: społeczeństwie, ekonomii i ekologii. Równowaga między tymi czynnikami gwarantuje bezpieczeństwo, stabilizację i nadzieję na lepsze jutro. Unia Europejska zredukowała ten fundament tylko do jednego, ekologicznego czynnika. To już nie jest zrównoważony rozwój, ale rozwojowy regres.

Izabela Kloc,
poseł do Parlamentu Europejskiego,
członek komisji
Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.